PiS może myśleć o zwycięstwie w wyborach parlamentarnych z umiarkowanym optymizmem - ocenia stan rzeczy po wyborach samorządowych prof. Antoni Dudek. W tekście ,,Słodko-gorzka II tura wyborów'' wskazuje, że choć PiS przegrał w wielkich miastach, to w najważniejszym wymiarze - czyli sejmikach - klęskę poniosła Koalicja Obywatelska i tego nic nie zmieni.

 

Podane wyniki exit poll z drugiej tury wyborów prezydenckich w Gdańsku, Krakowie i Kielcach, a także te wstępne z Radomia i Przemyśla potwierdziły to, czego dowiedzieliśmy sie już przed dwoma tygodniami: kandydaci PiS przegrywają we wszystkich większych miastach. Szczególnie spektakularny jest tu przypadek dotychczasowego prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego, który należał dotąd do ligi tzw. wiecznych prezydentów, sprawujących swój urząd od 16 lat. Wypadł z niej dlatego, że przyjął poparcie PiS i je pokwitował, pojawiając się na konwencji wyborczej tej partii z udziałem prezesa Kaczyńskiego. Marcin Krupa (prezydent Katowic, wybrany w I turze) też dostał poparcie PiS, ale na żadnej imprezie tej partii prewencyjnie się nie zjawił.

Grzegorz Schetyna już ogłosił, że 4 listopada PiS otrzymał czerwoną kartkę, co jest klasycznym przykładem zaklinania rzeczywistości. KO przegrała bowiem przed dwoma tygodniami wyraźnie wybory samorządowe w najważniejszym wymiarze, jakim pozostają sejmiki wojewódzkie. I dzisiejsze rezultaty tego nie zmienią.

Z kolei niektórzy zwolennicy PiS, aby przełknąć gorzką pigułkę jaką zgotowali im wyborcy z wielkich miast powtarzają od dwóch tygodni, że mieszka w nich podobno tylko 15 proc. Polaków. Oznaczałoby to, że ich zdaniem mamy w Polsce tylko siedem dużych miast. To też zaklinanie rzeczywistości.

Pora na wnioski. Proces różnicowania wyborców, który dawniej przebiegał głównie regionalnie (prawicowa Małopolska, lewicowe Pomorze Zachodnie itd), powoli ewoluuje w kierunku podziału: wielkie miasta (przez które rozumiem 30-40 największych) kontra reszta kraju. W pierwszych dominuje KO, natomiast poza nimi PiS. Pozwala to tej ostatniej partii myśleć z umiarkowanym optymizmem o zwycięstwie w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Z umiarkowanym, bowiem: 

1) właśnie minął szczyt koniunktury gospodarczej;

2) po drodze będą niekorzystne dla PiS wybory do PE (chyba, że PJK przyspieszy elekcję sejmową i oba głosowania urządzi nam już w maju);

3) uzyskane w wyborach do sejmików wyniki nie dają gwarancji samodzielnej większości w kolejnym Sejmie, a rezultat uzyskany przez Kukiz '15 pozwala wątpić czy potencjalny koalicjant w ogóle znajdzie się w kolejnym parlamencie; widmo tzw. kordonowej koalicji znów zaczyna krążyć nad centralą na Nowogrodzkiej.

4) trudno będzie wprowadzać w życie, a zwłaszcza utrwalić reformy przy tak głębokiej niechęci zdecydowanej większości mieszkańców wielkich miast.

Prof. Antoni Dudek

salon24.pl