Było kiedyś dwóch braci: jeden starszy, drugi znacznie młodszy. Starszy, Franciszek, chodził do ósmej klasy i miał zagrać najlepszą rolę w szkolnym przedstawieniu. Mniejszy, Kuba, był jeszcze za młody, żeby pójść do szkoły, za to bardzo chciał zobaczyć występ swojego brata.

Jego matka wcale nie była pewna, czy to dobry pomysł. Wiedziała, że Franciszek gra rolę św. Pawła i że jego głowa ma zostać ścięta, a obawiała się, że może się to nie spodobać Kubie.

Kuba jednak wciąż powtarzał, że wie, iż jest to tylko udawanie i że musi zobaczyć Franciszka w roli św. Pawła, w końcu dopiął więc swego. Lecz niestety! Kiedy zobaczył, jak Franciszek pada na deski sceny cały w keczupowej krwi, zapomniał, że to tylko pozory i rozpłakał się na cały głos.

Na szczęście ścięcie św. Pawła następowało dopiero na samym końcu przedstawienia, więc matka Kuby wzięła go na ręce i zaniosła prosto za kulisy. Tam oczywiście był już Franciszek, cały i zdrów, przyjmujący od wszystkich pochwały i gratulacje. Kuba nie tylko przestał płakać, ale zainteresował się też bardzo wszystkim, co zobaczył za kulisami: tym, jak scena wygląda od tyłu, światłami, mechanizmem opuszczania kurtyny – a wszyscy obecni pomagali mu w taki czy inny sposób. Wtedy jego matka pomyślała, że gdyby tylko przyszło jej do głowy zaprowadzić go za kulisy przed spektaklem i uświadomić mu, że Franciszek krwawił zwykłym keczupem, pewnie nie byłoby problemu.

A my wszyscy, bez względu na wiek, jesteśmy raczej jak Kuba oglądający swoje pierwsze przedstawienie! Widzimy co się dzieje na świecie, lecz nie widzimy tego, co się dzieje za kulisami. Za kulisami tego świata natomiast znajduje się Niebo. Oczywiście kiedy męczennik umiera w imię Pana Jezusa, przelana krew jest prawdziwa, podobnie jak jego śmierć. Lecz Niebo również jest prawdziwe. Gdybyśmy mogli zajrzeć za kulisy, zobaczylibyśmy jak męczennik odbiera pochwały i gratulacje od Pana Jezusa oraz aniołów i świętych – w dobrym samopoczuciu i gotów do wiecznego szczęścia w Niebie. Gdybyśmy tylko mogli to zobaczyć! Gdyby tylko można było nas zaprowadzić za kulisy i dane nam było zobaczyć świat duchowy, na którym opiera się nasz świat!

W ostatniej części Nowego Testamentu, którą nazywamy Apokalipsą św. Jana albo Księgą Objawienia, jest właśnie to: przebłysk tego, co jest za kulisami. „Apokalipsa” znaczy „odsłonięcie”, czyli jakby podniesienie kurtyny, aby można było zobaczyć, co jest po drugiej stronie.

Św. Janowi dane było tam zajrzeć i otrzymał zadanie opowiedzenia nam, jak nasz świat wygląda z Nieba. Zobaczył Boga i Jego aniołów kierujących wszystkim, co się dzieje w naszym świecie, ujrzał też część przyszłych wydarzeń, zwłaszcza koniec świata. Oznacza to, że przekonał się jak wygląda szczęśliwe zakończenie i jak się ono dokona według Bożego zamysłu.

Oczywiście św. Jan nie mógł naprawdę zobaczyć na własne oczy Boga ani aniołów. Widział obraz, wizję, a ponieważ była to wizja rzeczy niewidzialnych, pełno w niej symboli.

Wszyscy stale używamy symboli, nawet tego nie zauważając. Na świętych obrazkach często widzimy rysunki baranka i gołębicy. Każdy wie, że baranek oznacza Pana Jezusa, a gołębica Ducha Świętego; są to symbole, bardzo przydatne dla artystów. Trudno byłoby przecież przedstawić ducha na obrazku; dotyczy to także wielu innych zjawisk.

Liczne symbole używane przez św. Jana są łatwe do zrozumienia, ale niektóre wręcz przeciwnie. Wyobraźcie sobie, że nigdy nie słyszeliście o tym, że baranek uosabia Pana Jezusa, a gołębica Ducha Świętego; ależ byście się wtedy głowili nad tymi obrazkami! Moglibyście się domyślić, że artysta nie miał na myśli prawdziwych zwierząt, ale jak byście odgadli, co tak naprawdę chciał przez nie przedstawić?

Cóż, niektóre symbole św. Jana są zagadkowe z prostego powodu: kiedy mu je objawiono, były zupełnie jasne, lecz po tylu latach zapomnieliśmy co znaczą. Niejasności Apokalipsy mają zresztą wiele przyczyn. Księga ta jest tak pełna znaczeń, że bardzo trudno je wszystkie zrozumieć.

W tej książce znajdziecie tylko jej niewielką część, i to nie te najtrudniejsze fragmenty.

Jak myślicie, dlaczego Bóg pokazał to wszystko św. Janowi? Powodów jest bardzo wiele, lecz głównym było przekonanie nas, byśmy się nie bali tego, co się dzieje na świecie. Podobnie jak małemu braciszkowi Franciszka, powiedziano nam, że nie ma się czego obawiać. Dobrze wiemy, że Bóg chce, abyśmy wszyscy znaleźli się razem z Nim w Niebie i żyli tam szczęśliwi na wieki wieków. Musimy tylko kochać Pana Jezusa i robić wszystko, czego od nas żąda; jeśli będziemy tak postępować, wszystko będzie dobrze. Wiemy o tym dobrze, ale nie możemy się o tym przekonać na własne oczy, dlatego jesteśmy tak bardzo przerażeni, zagubieni i zmartwieni złem, które dzieje się na świecie.

Świętemu Janowi pozwolono więc zajrzeć za kulisy (podobnie jak Kubie w szkolnym przedstawieniu), aby mógł nam powiedzieć: „Wszystko jest dobrze. Widziałem męczenników, którzy zginęli za Pana Jezusa. Wszyscy tam są. Widziałem, jak ich przyodziano w nowe białe szaty. Widziałem, jak Bóg zatrzymuje nawet wiatry, aby nie wiały, zanim nie będziemy gotowi; widziałem, jak zatrzymują je aniołowie! To prawda, że wśród rzeczy, które widziałem, były też katastrofy spadające na świat. Widziałem Wojnę pod postacią jeźdźca z wielkim mieczem, widziałem Głód z szalkami do ważenia żywności, widziałem Śmierć schodzącą na ziemię. Lecz wszyscy oni mogą tutaj przyjść tylko pod warunkiem, że Bóg im pozwoli. Widziałem też, co się stanie przy końcu świata z szatanem i jego aniołami, i widziałem wszystkich ludzi, którzy w końcu znajdą się bezpieczni w Niebie – tak wielki tłum, że nikt nie umiałby go policzyć. Obiecuję wam, to jest spektakl ze szczęśliwym zakończeniem”.

Ostatnia część Nowego Testamentu przekazuje nam to, czym zawsze aniołowie rozpoczynali swoje posłania:

– Nie bójcie się!

Jan doświadczył tych wizji w trakcie pobytu na małej wyspie nazywanej Patmos. Patmos leży na Morzu Egejskim, pomiędzy Grecją i krajem, który obecnie nazywamy Turcją. W tamtych czasach część Turcji położona najbliżej Grecji była nazywana Azją. Kiedy więc św. Jan mówi o „siedmiu kościołach w Azji”, ten właśnie kraj ma na myśli, nie zaś kontynent, który my nazywamy Azją. Św. Jan mieszkał w Efezie, mieście w Azji, i zakładał kościoły w całym kraju.

Św. Jan przebywał na Patmos, ponieważ trwały właśnie prześladowania i Rzymianie bardzo chcieli się go pozbyć. Nie zabili go, może dlatego, że bali się, iż mogłoby przysporzyć to im kłopotów, ponieważ Jan był przez wszystkich kochany. Osadzili go jednak zupełnie samego na tej małej wysepce. Jan musiał bardzo żałować, że zabrano go od jego nowych chrześcijan akurat wtedy, kiedy był im potrzebny. Jednak Bóg chciał, żeby wylądował właśnie na Patmos, i to w samotności, tak by mieć czas na ujrzenie i spisanie tych wizji. Księga, którą napisał, była przeznaczona przede wszystkim dla kościołów w Azji, ale także dla nas wszystkich – przebłysk Nieba jako nauka dla całego Kościoła.

Rozpoczął ją Jan następująco:

Oto objawienie Jezusa Chrystusa o wydarzeniach, które muszą niebawem nastąpić. Pan zesłał swojego anioła, aby pokazał ich zwiastuny swojemu słudze Janowi. Tak pisze Jan do siedmiu kościołów Azji: łaska i pokój niech będzie z wami od Tego, który jest, który zawsze był i który przychodzi, i od siedmiu duchów, które stoją przed Jego tronem, i od Jezusa Chrystusa, pierwszego spośród zmartwychwstałych, który panuje nad wszystkimi królami ziemi. Ukazał nam swą miłość obmywając nas z grzechów swoją krwią. Uczynił nas królewską rasą kapłanów na służbie u Boga, Jego Ojca. Jego niech będzie potęga i chwała poprzez nieskończone wieki!

Ja, wasz brat Jan, który dzieli z wami zły los, zostałem zesłany na wyspę Patmos, za miłość do Bożego słowa i prawdy o Jezusie. Tam pewnej niedzieli doznałem zachwycenia i usłyszałem za sobą głos:

– Zapisz wszystko, co zobaczysz w tej księdze, i poślij do siedmiu kościołów Azji.

Odwróciłem się zatem, żeby zobaczyć kto wypowiedział te słowa, i ujrzałem siedem złotych świeczników, a pośród nich kogoś o ludzkim wyglądzie.

Postacią, którą widział Jan, był Pan Jezus, lecz Pan Jezus w niebiańskiej chwale, nie taki jak Go zapamiętał Jan z czasów pobytu na ziemi. Jego twarz była jasna niczym słońce w południe, Jego włosy lśniły jak śnieg w słońcu, Jego oczy były jak płomień, Jego głos dźwięczał jak rwąca rzeka. W prawej ręce trzymał siedem gwiazd, a z Jego ust wychodził obosieczny miecz. Miecz symbolizuje słowo Boże, najostrzejszą ze wszystkich broni.

Jan ujrzał już kiedyś Pana Jezusa w chwale, podczas przeistoczenia, lecz przeraził się teraz tak samo jak wtedy. Upadł na twarz i leżał, jak mówi, „jak martwy”. Leżąc tak poczuł jednak na ramieniu rękę Pana Jezusa – tak samo jak podczas przeistoczenia – i tym razem również usłyszał słowa:

– Nie bój się.

Potem Pan Jezus rzekł:

– Jestem na początku wszystkiego i na końcu wszystkiego, i żyję. Ja, który umarłem, będę żył wiecznie. Zapisz wszystko, co pokażę ci w księdze, i poślij do siedmiu kościołów Azji. Siedem świeczników oznacza siedem kościołów, a siedem gwiazd w moich dłoniach oznacza siedmiu aniołów siedmiu kościołów.

Następnie Pan Jezus wręczył św. Janowi posłanie, które miał przekazać w liście do każdego z kościołów, wyjaśniające im co robią dobrze, a co czynią źle. A na końcu każdego listu Jan miał powiedzieć: „Czyje jest zwycięstwo?”. Pan Jezus zapowiedział co uczyni dla każdego, kto wygra na tym świecie wojnę z szatanem. Oto niektóre obietnice, które im złożył – i oczywiście nam, pod warunkiem, że będziemy Mu wierni:

Dam mu owoc z drzewa życia, które rośnie w raju.

Dam mu biały kamień, na którym napisane jest jego nowe imię, nieznane nikomu prócz człowieka, który go otrzyma.

Uznam go za przyjaciela przed moim Ojcem i aniołami; pozwolę mu dzielić ze mną mój tron.

Oto jak się zaczyna widzenie św. Jana:

– Ujrzałem szeroko otwarte drzwi w niebie, a ten sam głos, który słyszałem wcześniej, przemówił do mnie: „Wstąp tutaj!”.

Jan wszedł więc przez drzwi i ujrzał tron Boga, na którym siedział ktoś, kogo nie potrafił w ogóle opisać; był w stanie powiedzieć tylko tyle, że przypominał klejnot i że nad tronem widniała tęcza „wyglądająca jak szmaragd”.

Wokół tronu znajdowały się dwadzieścia cztery siedzenia, a na nich zasiadało dwudziestu czterech mężczyzn, których Jan nazywa starcami. Byli ubrani na biało, wytwornie niczym królowie, a każdy nosił złotą koronę. Przed tronem płonęło siedem lamp, a dookoła rozpościerało się morze ze szkła czystego jak kryształ. Wokół tronu ciasno stały cztery skrzydlate istoty przypominające Serafinów i Cherubinów, których widzieli Izajasz i Ezechiel, śpiewały również podobną pieśń:

– Święty, święty, święty Pan Bóg wszechmogący, który zawsze był, który jest i który przychodzi.

A kiedy tak śpiewali, dwudziestu czterech starców rzuciło przed tron swoje złote korony i powiedziało:

– Tobie, Panie, należy się wszelka chwała i cześć; gdyż Ty wszystko stworzyłeś; nic nigdy nie stało się bez Twej woli.

Następnie św. Jan pisze:

Potem w prawym ręku zasiadającego na tronie ujrzałem zwój ciasno zwinięty i zamknięty siedmioma pieczęciami. Wielki anioł zawołał donośnym głosem:

– Kto uważa, że jest godzien otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?

Lecz nie znalazł nikogo w niebie ani na ziemi, kto mógłby otworzyć księgę. Zapłakałem, ponieważ nikt nie mógł jej otworzyć, aż jeden ze starców powiedział do mnie:

– Nie płacz! Oto ktoś, kto posiadł prawo otwarcia księgi: Lew z plemienia Judy, potomek Dawida.

Wtedy pośrodku nieba, tam gdzie był tron, ujrzałem Baranka, który stał, choć wyglądał jak gdyby został zabity w ofierze. Zbliżył się i wziął zwój z ręki Tego, który siedział na tronie. Kiedy ujrzało to dwudziestu czterech starców, padli na twarz przed Barankiem, by oddać Mu cześć, i zaśpiewali nowy hymn:

– Ty, Panie, jesteś godzien wziąć księgę i złamać pieczęcie; Ty zostałeś zabity w ofierze, przelałeś krew, aby nas odkupić i oddałeś nas Bogu. Uczyniłeś nas Bogu naszemu królestwem i kapłanami, i będziemy panować jako królowie nad całą ziemią.

Potem usłyszałem głos nieprzeliczonych zastępów aniołów stojących tysiącami wokół tronu i wołających donośnie:

– Potęga i mądrość, i siła, i cześć, i chwała, i błogosławieństwo Jemu się należą oraz Barankowi, który został zabity.

I usłyszałem, jak wszystkie stworzenia w niebie, na ziemi i w morzu wołają jednym głosem:

– Błogosławieństwo i cześć, i potęga, i chwała na wieki wieków Temu, który zasiada na tronie i Barankowi.

A istoty o czterech skrzydłach przypominające Serafinów powiedziały:

– Amen.

Potem w swym widzeniu ujrzałem, jak Baranek otwiera jedną z pieczęci i wtedy usłyszałem jedną z czterech skrzydlatych istot mówiącą głosem potężnym jak grom:

– Przyjdź i spójrz!

Spojrzałem więc i zobaczyłem jeźdźca na białym koniu, trzymającego łuk. Na głowę włożono mu koronę i jechał, triumfujący, ku kolejnym wielkim zwycięstwom.

A kiedy została otwarta druga pieczęć, usłyszałem jak druga z istot mówi:

– Przyjdź i spójrz!

Spojrzałem zatem. Wyjechał drugi koń, czerwony jak ogień, a jeźdźcowi na nim dano moc, by odebrał ziemi pokój i aby przez niego ludzie zabijali się nawzajem; i dano mu też wielki miecz.

Kiedy złamano trzecią pieczęć, usłyszałem trzecią istotę mówiącą:

– Przyjdź i spójrz!

Spojrzałem więc i zobaczyłem czarnego konia, a na nim jeźdźca trzymającego parę szalek, takich jak te, na których waży się żywność. I zdawało mi się, że słyszę głos mówiący:

– Całą sztukę srebra za kwartę mąki, srebrną monetę za trzy kwarty pszenicy! Ostrożnie z oliwą i winem.

Kiedy złamano czwartą pieczęć, usłyszałem czwartą istotę mówiącą:

– Przyjdź i spójrz!

Spojrzałem więc i zobaczyłem bladego konia; jeźdźcem była Śmierć, a Piekło szło o krok za nim. Dano mu władzę nad całym światem, by zabijał ludzi mieczem i głodem, i chorobą, i przez dzikie zwierzęta, które wędrują po ziemi.

A kiedy złamano piątą pieczęć, ujrzałem pod ołtarzem dusze wszystkich, którzy zostali zabici za miłość do Słowa Bożego i prawdy, której strzegli. Wołali donośnymi głosami:

– Panie i Władco, święty, prawdziwy, kiedy wreszcie zasiądziesz, by osądzić tych, którzy przelali naszą krew?

Każdemu z nich dano białą szatę i powiedziano, by odpoczęli jeszcze przez krótki czas, aż dołączą do nich pozostali, którzy mieli zginąć tak jak oni.

Potem w mym widzeniu ujrzałem, że złamano szóstą pieczęć i nastało wielkie trzęsienie ziemi; słońce zakryła ciemność, a księżyc stał się czerwony jak krew. Gwiazdy spadły z nieba jak niedojrzałe figi z drzewa pod uderzeniem silnego wiatru. Niebo zwinęło się jak pergamin i znikło, a góry i wyspy na morzu zostały ruszone z posad. Królowie i szlachcice, bogaci i biedni, kapitanowie i słudzy, wszyscy jak jeden mąż, wolni i niewolnicy, ukryli się w jaskiniach i pomiędzy skałami.

– Spadnijcie na nas! – wołali do wzgórz i skał – i ukryjcie nas przed Tym, który zasiada na tronie i przed zemstą Baranka. Kto z nas może spojrzeć Mu teraz w twarz, kiedy oto nadszedł ów wielki dzień, dzień Jego zemsty?

A wtedy ujrzałem czterech aniołów stojących w czterech rogach świata, powstrzymujących cztery wiatry, tak by nie mogły uderzyć w ziemię i zniszczyć jej. I ujrzałem innego anioła wstępującego od strony wschodzącego słońca z pieczęcią żywego Boga. Zawołał on do czterech aniołów wstrzymujących wiatry:

– Nie niszczcie ziemi ani morza, dopóki nie uczynimy znaków na czołach tych, którzy służą naszemu Bogu.

Usłyszałem liczbę oznaczonych: sto czterdzieści cztery tysiące, wybranych ze wszystkich plemion synów Izraela.

A wtedy ujrzałem wielki tłum ludzi, większy niż można by policzyć, wybrany ze wszystkich narodów świata. Wszyscy stali przed tronem Bożym w obecności Baranka. Ubrani byli na biało, w dłoniach mieli palmy i wołali głośno:

– Do naszego Boga, który zasiada na tronie, i do Baranka należy cała moc zbawienia.

I jeden z aniołów, który stał przy tronie, padł na twarz i oddawał cześć Bogu:

– Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i siła należą do naszego Boga na wieki wieków. Amen.

Wtedy jeden ze starców odwrócił się do mnie i rzekł:

– Czy wiesz kim są ci ludzie i skąd pochodzą?

– Panie mój – powiedziałem. – Ty możesz mi powiedzieć.

– Wszyscy przybyli tutaj po wielkich cierpieniach i smutkach; obmyli swoje szaty i wybielili je w krwi Baranka. A teraz stoją przed tronem Bożym; na wieki służą Mu w Jego świątyni; otacza ich Jego majestat. Nigdy już nie będą cierpieć głodu ani pragnienia. Baranek będzie ich pasterzem; poprowadzi ich do źródeł wody życia, a Bóg otrze z ich oczu ostatnie łzy.

Wtedy została złamana ostatnia pieczęć i w niebie zapadła cisza na około pół godziny.

Oto koniec pierwszej części tego widzenia. Baranek to oczywiście Pan Jezus. Jego ofiara na Górze Kalwarii była zwieńczeniem wszystkich ofiar Starego Przymierza, zgodnie z którym zabijano w ofierze jagnięta. My wciąż nazywamy go w ten sposób na Mszy Świętej, kiedy mówimy:

– Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Zwój to księga, lecz sporządzona inaczej niż nasze książki. W tamtych czasach księgę spisywano na jednym długim kawałku pergaminu, a potem zwijano, jeśli zaś nie chcieliście, aby ktoś do niej zaglądał, związywaliście ją i kładliście swoją pieczęć. Na zwoju zostało zapisane wyjaśnienie całej historii świata: dlaczego został stworzony, dlaczego mogło się wydarzyć wszystko, co się później zdarzyło oraz jak będzie wyglądał koniec. Wszystko to jest w rękach Boga, tak jak w Jego rękach był sam zwój. A historia świata bez Pana Jezusa byłaby pozbawiona sensu; dlatego właśnie On był jedynym, który mógł złamać pieczęcie i otworzyć zwój.

Nikt nie wie, kim był jeździec na pierwszym koniu widzianym przez Jana, lecz można przypuszczać, że oznaczał on coś w rodzaju pragnienia wielkiego światowego porządku, jakie miewają czasami narody. Pozostałe trzy symbole są proste: Wojna, Głód i Śmierć. I jak widzicie, żaden z tych jeźdźców nie może działać bez Bożego pozwolenia.

Męczennicy, którym kazano odpocząć, dopóki nie dołączą do nich ci, którzy jeszcze mają zginąć za Naszego Pana, wciąż czekają. W dzisiejszych czasach męczennicy wciąż umierają za Pana Jezusa! Choć jednak nam się wydaje, że musi to być długie oczekiwanie, możecie być pewni, że dla nich to bardzo krótko; tak szybko czas płynie w Niebie.

Cisza, która zapadła w Niebie po złamaniu siódmej pieczęci, była prawdopodobnie spowodowana tym, że ostatecznie wszystko stało się jasne i wszyscy zamarli w zdumieniu. Lecz to raczej nie Jan miał nam o tym powiedzieć.

W swoim widzeniu św. Jan mówi znacznie więcej o wszystkich katastrofach, które nastąpią przed końcem świata, lecz chyba dosyć już mówiliśmy o kataklizmach. Czas więc na przyjemniejsze rzeczy, a jedną z nich jest anioł, którego Jan zobaczył stojącego przed ołtarzem w Niebie. Miał on złotą kadzielnicę i składał nią ofiarę, a kadzidlanym dymem były modlitwy świętych. Ujrzał też Jan na niebie wielką wojnę: archanioł Michał i dobrzy aniołowie walczyli przeciw szatanowi i jego aniołom. Szatan wraz ze swymi aniołami został zrzucony z Nieba na ziemię i wędruje wśród nas. Zarówno szatan, jak i jego źli aniołowie, byli zawsze wściekli i nikczemni, a to dlatego, że woleli nienawidzić Boga zamiast Go kochać. Jeśli kochamy Boga, nas również nienawidzą, dlatego tak bardzo starają się przywieść nas do grzechu, żebyśmy zasłużyli na Piekło, które jest ich domem. Bóg pozwala im chodzić po świecie i kusić nas do grzechu, ponieważ odmawiając im posłuszeństwa przybliżamy się do Nieba. Przy końcu świata zostaną na zawsze odesłani do swego domu, im zaś wcale się do tego nie spieszy, dlatego też dopóki tylko mają czas, usiłują nam jak najbardziej zaszkodzić.

A oto obraz, który ujrzał Jan: Pan Jezus prowadzący armie Nieba, złożone oczywiście z aniołów – być może z owych dwunastu anielskich legionów, o które nie poprosił w Getsemani:

Ujrzałem, jak otworzyło się niebo i pojawił się biały koń. Jeździec jego zwany był Wiernym, Prawdziwym. On sądzi i wyrusza do walki w imię prawa. Jego oczy były jak płomień, a na głowie miał królewską koronę. Imię wypisane na koronie jest znane tylko Jemu. Odziany był w szaty o barwie krwistoczerwonej i nazywany był Słowem Bożym. Towarzyszyły mu armie nieba dosiadające białych koni i odziane w czysty, biały len. Z Jego ust wychodził obosieczny miecz, gotów uderzyć w narody ziemi. On będzie je pasł, tak jak pasie się owce, żelazną rózgą. A na Jego płaszczu, na wysokości bioder, miał napisane: „Król królów i Pan panów”.

A oto obraz sądu ostatecznego przy końcu świata:

A oto ujrzałem wielki tron, cały biały, a pod spojrzeniem Tego, który na nim zasiadał, kuliło się całe niebo i ziemia. I ujrzałem w swym widzeniu, że przed tron mają przyjść umarli, jednakowo mali i wielcy. I otwarto księgi z rachunkami, i jeszcze jedną księgę otwarto: Księgę Życia. I osądzono umarłych według tego co zrobili podczas swojego życia, tak jak to zapisano w księgach. Morze oddało tych, którzy utonęli, a każdy człowiek został osądzony według swoich uczynków, zaś Śmierć i Otchłań wrzucono do Piekła. Tak musi się stać z każdym, czyje imię nie znajdzie się w Księdze Życia.

A co z ludźmi, których imiona się w niej znalazły? Pan Jezus powiedział nam dawno temu, że nikt nigdy nie widział i nawet nie może się domyślić, jakie cuda przygotował Bóg dla tych, którzy Go kochają. Widzenie, które dał św. Janowi, ledwie przebłysk obrazu samego początku tych rzeczy, jest wystarczająco cudowny, abyśmy mogli go zapragnąć. Nowe Jeruzalem oznacza miasto Boga. Jerozolima była ośrodkiem pierwszej religii, którą Bóg dał ludziom, religii żydowskiej, a Kościół założony przez Pana Jezusa wziął swój początek właśnie od owej religii i od tego miasta. Nowe Jeruzalem oznacza więc miasto wszystkich tych, którzy kochają Boga, zarówno żyjących przed Panem Jezusem, jak i po Nim. I nazywany jest Oblubienicą Chrystusa, ponieważ należy w całości do Niego. Oto ta wizja:

Potem ujrzałem nowe niebo i nową ziemię. Stare niebo, ziemia i morze zniknęły. A ja, Jan, ujrzałem w swoim widzeniu, że święte miasto, Nowe Jeruzalem zesłane z Nieba przez Boga, jest piękne niczym panna młoda w dzień swego ślubu. Usłyszałem też głos, który zawołał donośnie z tronu Boga:

– Oto jest dom Boży pomiędzy ludźmi; On tam zamieszka i oni będą Jego ludem, a On będzie ich Bogiem z nimi. Otrze każdą łzę z ich oczu i nie będzie już śmierci ani płaczu, ani smutku; te dawne rzeczy przeminęły.

A On, który zasiadał na tronie, rzekł:

– Patrz, czynię wszystko nowe! – (Słowa te kazano mi zapisać, słowa najpewniejsze i najprawdziwsze.)

I powiedział do mnie:

– Skończyło się. Jestem początkiem wszystkiego i jego końcem. Ci, którzy są spragnieni, napiją się – to mój dar – ze źródła wody życia. Kto zwyciężył, ten będzie miał w nim udział; ja będę jego Bogiem, a on będzie moim synem.

– Lecz nie tchórze ani ci, którzy nie uwierzyli, ani ci, którzy żyli niegodziwie, ani mordercy, ani kłamcy, ani ci, którzy oszukiwali w handlu – wszyscy oni pójdą w wieczny ogień.

I oto anioł przyszedł i przemówił do mnie.

– Chodź, a pokaże ci oblubienicę, której narzeczonym jest Baranek.

I zaniósł mnie na szczyt wysokiej góry i pokazał mi Święte Miasto, Jeruzalem, z woli Boga zstępujące z nieba, okryte Jego chwałą.

Światło, które nad nim lśniło, było jasne niczym szlachetny kamień, a dookoła wznosił się wielki mur. Miało dwanaście bram, a przy nich dwunastu aniołów, a nad nimi wypisane były imiona dwunastu plemion Izraela.

Mur miasta miał także dwanaście fundamentów, a nazwane były one imionami dwunastu apostołów Baranka. Ściany te były wykonane z jaspisu, lecz samo miasto w całości było zbudowane ze złota, zaś to złoto było przejrzyste jak szkło. A fundamenty, na których zbudowano miasto, były wykonane ze szlachetnych kamieni; mieniły się wszystkimi kolorami, zielenią i błękitem, różaną czerwienią i bielą, karmazynem, miękkimi żółciami i złotozielonym, fioletem i błękitem. Każda z dwunastu bram miasta była wyrzeźbiona z jednej perły, a ulice z czystego, przezroczystego złota.

Nie widziałem w mieście świątyni; jego świątynią jest Pan Bóg Wszechmogący i Baranek. Nie miało też miasto słońca ani księżyca, które dawałyby im światło. Lśniła tam chwała Boża, a Baranek dawał mu światło. Narody będą żyły i poruszały się w Jego promieniach; królowie ziemi oddadzą Mu cześć i chwałę.

Bramy nigdy nie zostaną zamknięte na noc, ponieważ nie ma tam nocy. Zawsze pozostaną otwarte i każdy będzie zdążał do niego pełen czci i chwały. Nic co nie jest czyste, nic co mogłoby choć odrobinę zabrudzić inną rzecz, nigdy nie może mieć nadziei, że dostanie się do tego miasta; nie wejdzie tam nikt, czyje imię nie zostało zapisane w Księdze Życia.

Pokazał mi też rzekę, której wody dają życie. Czysta jak kryształ, wypływa z tronu Baranka. Na każdym jej brzegu, wzdłuż ulic miasta, rośnie drzewo życia, dające świeże, dojrzałe owoce w każdym miesiącu roku; liście tego drzewa przywracają zdrowie wszystkim narodom świata.

Żadne zło nigdy nie będzie miało wstępu do tego miasta; tron Boga – który jest również tronem Baranka – będzie miał tam swoje miejsce. Jego słudzy będą Go czcili i ujrzą Jego twarz; Jego imię będą mieli wypisane na czołach. Nie będą już potrzebne lampy ani słońce; Pan Bóg rzuci na nich swoje światło i będą rządzić na wieki wieków.

Potem anioł rzekł do mnie:

– Te słowa są pewne i prawdziwe. Pan Bóg, który daje natchnienie świętym prorokom, zesłał swojego anioła, aby przekazał Jego sługom na ziemi, co wkrótce się wydarzy.

– Wszystko to ja, Jan, widziałem i słyszałem, i upadłem do stóp aniołowi, aby oddać mu cześć.

Lecz on powiedział:

– Nigdy tego nie rób! Jestem tylko jednym z twoich sług-towarzyszy; zachowaj swój hołd dla Boga.

I na koniec takie polecenie otrzymał Jan od Pana Jezusa:

Nie pieczętuj słów proroctwa w tej księdze; czas jest już bliski. Bądźcie cierpliwi, wkrótce przyjdę i odpłacę każdemu człowiekowi według życia, jakie prowadził.

Ja jestem pierwszy i ostatni, jestem początkiem wszystkiego i jego końcem. Ja, Jezus, posłałem mojego anioła, aby was o tym upewnił we wszystkich waszych kościołach. Jestem korzeniem wszystkiego; jestem potomkiem Dawida; jestem lśniącą gwiazdą, która przynosi dzień. Duch Święty i Kościół, moja oblubienica, mówią: „Przyjdź”. Niech każdy, kto słyszy te słowa, powie: „Przyjdź”.

A my, którzy tak bardzo chcemy zobaczyć powtórne przyjście Pana Jezusa, cudowny nowy początek wszystkiego, który nastąpi po końcu tego starego świata, mówimy dokładnie tak, jak On nam przykazał:

– Przyjdź, Panie Jezu!

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.