Ostatni gwałtowny spadek kursu rubla ma związek ze spadkiem sprzedaży gazu i ropy naftowej, na których rosyjska gospodarka opiera się aż w 40 proc. Te pieniądze przez lata rządów Putina nie były reinwestowane w nowoczesne technologie czy gałęzie produkcji. Żeby inwestować dalej w przemysł wydobywczy, np. w Arktyce, która jeszcze nie była eksploatowana, Rosja potrzebuje zachodnich technologii. Nie inaczej  jest z produkcją sprzętu wojskowego. Przy tak dużym kryzysie gospodarki, każde tąpnięcie cen energii powoduje gigantyczne straty, odliczane już teraz na 100 mld dol. Kolejnych 200 mld dol. to efekt strat poniesionych w wyniku sankcji. Jeśli do tego dodamy jeszcze koszty utrzymania takich zależnych od Rosji krajów jak Abchazja, Osetia, Naddniestrze, Białoruś – subsydiowana przecież ostatnio przez Moskwę, Krym, czy już niedługo Donbas, to takie koszty nawet dla Stanów Zjednoczonych byłyby ciężkim ciosem.

W związku z embargiem, teraz już właściwie na większość produktów rolniczych z Zachodu, ceny żywności w dużych miastach wzrosły nawet o 30 proc. Pojawia się więc pytanie, czy takie tąpnięcie gospodarcze może doprowadzić do kryzysu państwa? Wydaje się że tak, ale nie od razu, bo Putin jednak dość żelazną ręką trzyma kraj. Władza została scentralizowana, skupiona wokół niego. Oligarchowie mają skręcony kark w sensie politycznym, są częścią systemu. Klasa średnia nie istnieje, bo rosyjska klasa średnia to biurokracja. A interesy osób pracujących w firmach państwowych nie są tak artykułowane, jak interesy klasy średniej, która posiada własny kapitał.  Jeżeli klasa średnia nie ma własności, oznacza to, że za bardzo nie ma kto protestować.

Jednak w sytuacji ciężkiego kryzysu gospodarczego, można się spodziewać wybuchu społecznych protestów. Często w takich okolicznościach dochodzi do  zamachu stanu, czyli usuwania rządzącego  przez jego najbliższych współpracowników. Spodziewałbym się wystąpienia generalicji albo FSB albo nawet państwowych oligarchów, sferdralizowanych z wojskiem, którzy odsuną Putina w imię własnych interesów. Jeżeli oligarchowie którzy są przy rządzie a przede wszystkim dowódcy resortów siłowych zrozumieją, że to co się dzieje, jest groźne dla ich interesów, mogą to zrobić. Teraz nie jest to możliwe, ponieważ te sankcje dopiero zaczynają ich boleć. Wiosną sytuacja może być już bardzo trudna.

Rosyjskiej gospodarce pomogłyby teraz albo szybkie reformy, które spowodują że gospodarka będzie bardziej różnorodna a przychód budżetowy będzie pochodził z różnych źródeł, albo Rosja ustąpi i sankcje będą zniesione - co jest bardzo wątpliwe. Albo dojdzie do kryzysu, co wydaje się najbardziej prawdopodobne. Myślę, że ten system  obali się sam, jak to było w Egipcie, gdzie rządy Mubaraka objęli jego najbliżsi współpracownicy.

Rozm. ed