Martin Schulz, były szef Parlamentu Europejskiego i przewodniczący socjaldemokratów (SPD), chce wspólnej europejskiej armii. Głos wołającego na puszczy? Niekoniecznie, bo Schulz już wkrótce może wejść do rządu Angeli Merkel i zostać wicekanclerzem oraz szefem MSZ. Co to oznacza dla Polski?

Postulat budowy wspólnej europejskiej armii pada na tym podatniejszy grunt, że za tym samym rozwiązaniem opowiedział się już francuski prezydent, Emmanuel Macron. W ocenie Andrzeja Talagi, eksperta ds. polityki zagranicznej i doradcy firm zbrojeniowych, rzecz jest szalenie niebezpieczna. Zwłaszcza, że Polska może nie mieć wystarczającej siły głosu, by ten pomysł odrzucić, jeżeli zaangażują się w to także Niemcy.


,,Schulz i Macron opowiadają się za budżetem strefy euro, ministrem finansów, parlamentem eurozony i połączeniem stanowisk przewodniczącego Rady Europejskiej z szefem Komisji Europejskiej, a w efekcie europejskiej federacji. Skoro tak, państwo europejskie powinno mieć także swoją armię oraz budżet obronny'' - pisze Talaga na łamach ,,Rzeczpospolitej''.

To oznacza, wskazuje, że wspólne byłyby zakupy zbrojeniowe, ale te muszą opierać się na doktrynie obronnej. Ta więc musiałaby być wspólna. ,,Jak połączyć jedną doktryną Portugalię i Estonię czy Polskę, skoro państwa te funkcjonują w odmiennym otoczeniu strategicznym?'' - pyta Talaga.


Talaga nie wątpi, że z perspektywy francuskiej i niemieckiej koncepcja jest dobra. Zwłaszcza dla Paryża, który ma najsilniejszą armię w Europie i grałby wówczas ,,pierwsze skrzypce w dowodzeniu europejskimi siłami''. ,,Także Niemcy mogłyby sporo zyskać'', uważa Talaga, o wspólna armia zwiększyłaby zdolności obronne Niemiec bez konieczności podnoszenia wydatków Berlina na ten cel. ,,Dla pozostałych państw UE, szczególnie tych na wschodniej rubieży, wspólnotowa obrona byłaby jednak krokiem w przepaść'' - twierdzi Talaga.


W jego ocenie gdyby NATO nie istniało, to europejska armia byłaby ciekawym rozwiązaniem. A jednak NATO istnieje i jest niezwykle skuteczne.

Każda inicjatywa obronna poza NATO musiałaby rywalizować o 3 proc. sił obronnych Europy, które są obecnie zdolne do toczenia wojny bez długich przygotowań. To w ocenie Talagi obniżyłoby bardzo znacząco zdolność NATO do szybkiej interwencji, a w konsekwencji mogłoby być ,,zabójcze dla Polski''.

mod/rzeczpospolita.pl