Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Uproszczenie systemu podatkowego staje się faktem. Reforma ma wejść w życie dokładnie z początkiem 2018 roku.

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, członek NRR przy prezydencie RP: Jest to w polityce tak odległy termin, że bardzo dużo może się jeszcze zmienić. Im bardziej rząd odsuwa decyzje w czasie, a zbliżają się wybory, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że dobroczynne skutki tych decyzji wejdą w życie i pozwolą na reelekcję.

Wobec tej reformy systemu podatkowego pojawiają się jednak głosy krytyczne. Najczęściej mówi się o tym, że uderzy ona w przedsiębiorców i samozatrudnionych. Najwięcej mają natomiast zyskać ci, którzy zarabiają najmniej...
Koncepcja zintegrowanego podatku jest koncepcją, którą kilkanaście lat temu zaproponowało Centrum im. Adama Smitha. Obecnie mamy osiem tytułów opodatkowania pracy na etacie, z czego jeden nazywany jest „podatkiem”, a siedem występuje pod nazwami „składek”, które polski przedsiębiorca musi zapłacić w czterech przelewach, a na koniec mamy dwóch płatników podatku: przedsiębiorcę i pracownika, który otrzymuje wynagrodzenie. Centrum zaproponowało, aby zamienić to na jeden podatek łączny opłacany jednym przelewem i z przedsiębiorcą jako jednym płatnikiem podatku. Każdemu z dotychczasowych rządów proponowaliśmy przynajmniej korektę systemu podatkowego. Jeżeli nie chcieli obniżać opodatkowania, to przynajmniej nie musi ono być tak bardzo bez sensu skomplikowane. Pokazywaliśmy również i doradzaliśmy wykorzystanie doświadczeń pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości. Profesor Zyta Gilowska dokonała wówczas tylko nieznacznej obniżki opodatkowania pracy, redukując składkę rentową.

Spowodowało to wyjście z szarej strefy i powstanie kilkuset tysięcy miejsc pracy w naszym kraju. Dobroczynne działanie obniżki opodatkowania pozwoliło przedsiębiorcom na wyjście z szarej strefy. Doświadczenie jest pod tym względem jednoznaczne. Poprzez obniżkę opodatkowania uzyskano efekt, który kolejny rząd wykorzystał, aby ogłosić, że w Polsce nie ma kryzysu, a jest jedynie spowolnienie gospodarcze. Mając już takie doświadczenia, nie można - przy okazji uproszczenia systemu podatkowego - wprowadzać tylnymi drzwiami podwyżki dla części polskich przedsiębiorców, a de facto, samozatrudnionych, mających tylko jednego pracodawcę, dla którego w tej formie wykonują pracę. Próba uproszczenia, a z drugiej strony podwyższenia opodatkowania, będzie szkodliwe dla samego rządu. Negatywne skutki podwyżki opodatkowania pojawią się dosyć szybko, kiedy firmy zaczną przechodzić wraz z miejscami pracy do szarej strefy, a konsekwencje wobec rządzących zostaną wyciągnięte przy urnie wyborczej. Rząd powinien dwa razy zastanowić się nad wprowadzaniem rozwiązań, które mogą wywołać kolejną falę emigracji nawet do Czech, ale tym razem małych przedsiębiorców. Jak możemy jako społeczeństwo wybić się na prawdziwy dobrobyt, skoro według ministra rządu bogatym jest już ten, kto zarabia kilka tysięcy złotych i dlatego ma zapłacić jeszcze większy podatek.

Czy da się w ogóle, jeśli mowa o podatkach, stworzyć taką reformę, ustawę, która mogłaby usatysfakcjonować wszystkich? Podnoszenie podatków rodzi bunt wśród obywateli, a całkowite ich zniesienie, jak się wydaje, nieco trąci populizmem i demagogią. A czy można je teraz obniżyć?

Skoro obecna partia rządząca ma tak wyjątkowe i dobre doświadczenia z obniżką opodatkowania, która uratowała Polskę przed kryzysem w 2008 r., a dziś chce czynić dokładnie na odwrót i podwyższyć podatki mówiąc, że jedni stracą, a drudzy zyskają, to będzie miała efekt dokładnie odwrotny. Ci, którzy zyskają, również mogą ponieść straty, jeżeli ich miejsca pracy są w tych właśnie małych firmach, które dostaną do zapłacenia większy podatek. Część z tych przedsiębiorstw po prostu wejdzie do szarej strefy. Sytuacja będzie dla rządu ewidentnie niekorzystna propagandowo, ale przede wszystkim społecznie. Ponadto, rząd powinien wreszcie zacząć uwzględniać doświadczenia zarówno własne, jak i krajów ościennych, związane z obniżką opodatkowania. Polska w Europie staje się wyspą, ale wyspą podnoszącą podatki.

W Szwecji w ostatnich latach mieliśmy wielokrotne obniżki opodatkowania. Rząd niemiecki kolejny raz zapowiedział, że w przyszłym roku obniży podatki o kilka miliardów euro, które zostaną w rękach obywateli. W Rumunii mieliśmy radykalną obniżkę VAT już jakiś czas temu, czego dobroczynne skutki zaczynają dziś być widoczne. W Polsce natomiast nie tylko mamy zapowiedź utrzymania jednej z najwyższych stóp podatku VAT, ale także innych podwyżek. Świadczy to wyłącznie o tym, że w Polsce tak naprawdę to nie partia rządząca sprawuje władzę, ale sekta wyznawców arkusza kalkulacyjnego. Bo tylko w arkuszu kalkulacyjnym, kiedy w jednej kolumnie powiązanej z drugą podwyższymy opodatkowanie, to w drugiej pojawią się większe wpływy. Jednak w życiu jest dokładnie odwrotnie, podwyżki opodatkowania przynosiły kolejnym rządom więcej strat niż zysków. Ignorowanie takich doświadczeń i powtarzanie z uporem, że większe opodatkowanie to większe wpływy, nie mieści się w elementarnych kategoriach fizycznego doświadczenia.