Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS), powołując się na źródło w Komisji Europejskiej podał do wiadomości publicznej, że płynność finansowa Grecji wystarczy tylko do 8 kwietnia. Po tym terminie Ateny znajdą się w "sytuacji krytycznej".

W niemieckiej gazecie czytamy, że „Rząd grecki musi się spieszyć”, gdyż po Wielkanocy zadłużonemu krajowi grozi bankructwo. Premier Grecji Aleksis Cipras obawiał się, że już pod koniec tego miesiąca nie będzie w stanie zapewnić wypłaty wszystkich pensji. Od 9 kwietnia sytuacja dla Aten stanie się krytyczna – ocenia źródło w KE, ponieważ Grecja musi wtedy oddać MFW 467 mln euro.

Jak podaje Telewizja Republika: „Wypłata kolejnej raty pomocy finansowej dla Grecji ma nastąpić dopiero po pozytywnej ocenie reform przez instytucje nadzorujące wdrażanie programu pomocowego, czyli przedstawicieli Komisji Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego.”

Co oznacza dla Europy, dla Polski, a także dla samej Grecji fakt posiadania płynności finansowej tylko do 8 kwietnia?

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha odpowiada specjalnie dla Frondy: „Rząd Grecji nie będzie miał po tej dacie pieniędzy na wypłatę zobowiązań zarówno wobec swoich wierzycieli, jak i przede wszystkim wobec swoich obywateli na emerytury, na wynagrodzenia dla sektora publicznego. To co miało już miejsce kilka razy w Argentynie – rząd ogłasza niewypłacalność.”

„W Grecji mamy do czynienia z sytuacją, w której próbuje się utrzymać kompletnie nieefektywny system, który pochłania coraz większe pieniądze. Od tego Grekom nie jest lepiej, tylko zyskują na czasie.” – dodaje.

Sadowski za przyczynę takiego stanu rzeczy podaje nadmierną biurokrację.

„Połowa dorosłych obywateli Grecji zatrudniana jest przez rząd. Druga połowa musi zapracować na utrzymanie własne, na utrzymanie tej drugiej połowy i jeszcze na taką nadwyżkę, która pozwoli obsługiwać długi rządu greckiego. To jest niewykonalne. Grecja w takim systemie nie jest w stanie spłacić swoich zobowiązań i jednocześnie pozwolić obywatelom jakoś funkcjonować.”

Sytuację w Grecji porównuje do sytuacji w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

„Dojdzie do tego, co my już kiedyś przeżyliśmy. Kiedy PRL zbankrutował, nie miał pieniędzy na dalsze funkcjonowanie, musiano zmienić system gospodarczy, przywrócić wolność gospodarczą i dopiero wtedy uwolnione od administracyjnych barier przedsiębiorstwa mogły powstawać i rozwijać się. Polska lekcja wychodzenia z bankructwa mogłaby być dla rządu greckiego co najmniej inspirująca.”

Sadowski obala również krążące stereotypy dotyczące lenistwa Greków.

„Grecy są niezwykle przedsiębiorczy i pracowici. Sam obserwuję to jeżdząc do Grecji od paru lat. Muszą jedynie dokonać fundamentalnych zmian. Przedłużanie kolejnych transz pożyczek nie rozwiąże problemu. Pieniądze jak widać prędzej czy później skończą się z tego względu, że Europa też nie ma nieograniczonych możliwości finansowych.”

Twórca Centrum im. Adama Smitha uważa, że pożyczki są konsekwencją tego, że uczyniono z euro europejską religię. 

„Dla utrzymania tej nowej europejskiej religii jaką jest euro i pozorów jedności i siły, rządy stref euro były gotowe do tej pory finansować rząd Grecji. Nie liczyly się żadne inne kryteria, które były przez Grecję od samego początku niespełnianie. Nie jest prawdą, że rząd Grecji oszukał Unię Europejską przed wstąpieniem do strefy Euro. Z materiałów wynika, że wszystkie analizy były znane wcześniej i to przed wstąpieniem Grecji do UE i do strefy euro. Przywódcy unijni mieli pełną świadomość, że  w jednym i drugim wypadku Grecja w żadnej mierze nie spełnia standardów oficjalnie podawanych do wiadomości. Ze względów politycznych, nie licząc się z kosztami, przyjmowano Grecję najpierw do Unii, a potem do strefy euro.  Dzisiejsze pożyczki dla rządu Grecji są kosztem wcześniejszej decyzji po stronie unijnej.  Nie jest to żadna pożyczka, ale zapłata za to, że Grecja zgodziła się wstąpić do tej wspólnoty.”

[koniec_strony]

Argentyna według Sadowskiego stanowi dobry przykład dla Grecji.

„Jest to kraj po bankructwach, który stanął na nogi po wdrożeniu przez rząd polityki ograniczenia swoich wydatków i wolności gospodarczej. Kiedy rządy wydawały ponad miarę kończyło się to znów bankructwem.”

„Kryzys w języku chińskim ma podwójne znaczenie.” – mówi ekonomista. „Tym drugim znaczeniem jest szansa na zmiany. Dzięki zmianom Grecja może stać się tak jak Irlandia, czy Polska - krajem cudu gospodarczego.”

„Jak popatrzymy na historię Irlandii, był to kraj skrajnie biedny, a po fundamentalnych zmianach w tym przywracających wolność gospodarczą stał się krajem, który pod względem dobrobytu przeskoczył nawet Wielką Brytanię. Polacy, Irlandczycy czy Grecy potrafią pracować i działać, a jedynie dobre lub złe rządzenie oraz system powoduje różnicę w poziomie ich dobrobytu, czy efektach ich pracy.” – dodaje Andrzej Sadowski.  

Widzi również w bankructwie Grecji szansę dla kraju. Uważa, że z tej szansy „rząd może skorzystać – w warunkach bardzo trudnych dla społeczeństwa greckiego.”  Jednocześnie dodaje, że skoro do tej pory inaczej się nie udawało, to być może tylko w takiej sytuacji Grecja przeprowadzi fundamentalne zmiany.

Czym różnią się fundamentalne zmiany od reform?

Sadowski odpowiada przykładem Polski. „W latach 80. cały czas reformowano socjalizm aż zbankrutował. Dopiero zmiana systemu, przede wszystkim gospodarczego za sprawą ustawy Wilczka, przyniosła szansę na dobrobyt.”

Ekonomista krytykuje również dotychczasową pomoc Unii Europejskiej.

„Pomoc i pożyczki z Unii są coraz większe, a tak naprawdę nic z niej nie wynika poza coraz większymi długami nie do spłacenia, które będą obciążać  kolejne pokolenia.” – mówi. „Należy postawić sobie pytanie, ile jeszcze pieniędzy można by przekazać rządowi greckiemu, żeby były jakieś efekty. Uważam, że żadna ilość pieniądzy nie przyniosłaby poprawy w tym systemie. Podobnie jak kredyty dla nieefektywnego systemu w PRL-u nie przynosiły poprawy, tylko potęgowały zadłużenie i oddalały przez moment bankructwo.”

Na pytanie w jaki sposób może pomóc Unia, ekspert od ekonomii odpowiada:

„Po pierwsze dać rządowi greckiemu prawo wyboru jeśli chodzi o obecność w strefie euro. Jak wynika z różnych analiz i raportów Banku Europejskiego, sami Grecy przyznają, że euro nie dało trwałego dobrobytu. Euro wywołało chwilowe ożywienie, ale koszty jakie dzisiaj trzeba płacić, są nieproporcjonalne do osiągniętego efektu.  Pierwszym warunkiem jest rezygnacja z euro jako wspólnie wyznawanej religii.”

Dlaczego Unia Europejska, nie widząc efektów udzielanej pomocy, wciąż wysyłała pieniądze zadłużając Grecję?

„Przede wszystkim zależało jej na uchronieniu mitu trwałości strefy euro. W Unii Europejskiej są kraje, które jeszcze nie  należą do strefy euro, a tu już nastąpiłby przypadek, kiedy kraj ze strefy euro z niego by wystąpił. Efekt byłby wizerunkowo niekorzystny dla stworzonego przekonania, że wspólna waluta jest remedium na dobrobyt i rozwój całej Unii Europejskiej. Dlatego ryzykuje się tak duże pieniądze po to, żeby podtrzymać opinię o reputacji euro, nie licząc się z tym, jakie są realne procesy gospodarcze w Grecji i w innych krajach o tak bardzo zróżnicowanym poziomie rozwoju.” – podsumowuje.

Jak zwykle wizerunek jest ważniejszy niż miliony zwykłych obywateli. 

Karolina Zaremba