Jakby Pan skomentował kolejne ataki prorosyjskich separatystów na ukraińskie miasto Awdiejewka?

Andrzej Łomanowski: Tego rodzaju walki prawie bez przerwy toczą się na linii frontu w różnych miejscach. Różnica jest taka, że ostatni atak separatystów był silniejszy niż do tej pory i jego skutki znacznie bardziej tragiczne. Zaczęli bowiem strzelać po liczącym 25 tys. mieszkańców mieście, stawiając je na krawędzi katastrofy humanitarnej. Separatyści zniszczyli linie przesyłowe energii elektrycznej, co spowodowało wyłączenie dostaw prądu, wody, a przede wszystkim brak dostaw ciepła. Tam na wschodzie temperatura spada do minus 20 stopni i nagle całe miasto zaczęło zamarzać. Nie do końca jasne jest czemu to właśnie Awdiejewka została zaatakowana.

Jakie zatem mogą być przyczyny ataku na to miasto?

Część ukraińskich wojskowych jest zdania, że między Awdiejewką, a Donieckiem rozciąga się strefa przemysłowa, którą separatyści bardzo chcą zdobyć. Druga wersja, do której skłania się mniejszość dotyczy zakładów koksochemicznych, które znajdują się właśnie w Awdiejewce, a należą do Rinata Achmetowa. Achmetow nadal, mimo wojny jest najbogatszym obywatelem Ukrainy i dostosował się do sytuacji, choć jego majątek znajduje się w Donbasie. Z niewiadomych ciągle przyczyn atak został rozpoczęty przez tzw. batalion Wostok, sformowany przez milicjantów i żołnierzy z oddziałów specjalnych ukraińskich, którzy zdradzili i przeszli na drugą stronę. Batalion ten został sformowany za pieniądze byłego prezydenta Janukowycza i jednego z jego synów. Była to przez pewien czas jego prywatna armia w Donbasie, która reprezentowała jego interesy i ochraniała jego różnego rodzaju firmy, itd. Być może więc cały atak ma jakieś podłoże biznesowe i związany jest z rozrachunkami Achmetowa z rodziną Janukowyczów. Na razie ataki osłabły, ale cały czas trwa ostrzał tej nieszczęsnej miejscowości. Ludzie nie bardzo chcą ją opuszczać, bo porzucanie zimą wszystkiego co się ma, nawet jeżeli tam w mieszkaniach nie grzeją, nie jest czymś specjalnie przyjemnym.

A jak reagują na to wszystko instytucje międzynarodowe?

No właśnie kolejny element układanki to tradycyjna, kompletna błazenada ze strony organizacji międzynarodowych, które podobno nadzorują rozejm. OBWE domaga się, aby obie strony zaprzestały walk, tak jakby Ukraińcy je zaczęli i je kontynuowali. Przedstawiciele tych instytucji zachowują się tak jakby nigdy nie słyszeli o Donbasie i nie wiedzieli co tam się dzieje. W każdym razie pokazują całą swoją nieodpowiedzialność w stosunku do tej wojny.

Prezydent Poroszenko pytał: "Jeśli ktoś ma czelność mówić w tej sytuacji o odwołaniu sankcji (wobec Rosji), to czego jeszcze potrzebujemy, by pociągnąć agresora do odpowiedzialności?" No właśnie, czego jeszcze potrzebuje Ukraina?

Nie jest to oczywiście sprawa potrzeb Ukrainy, bo sprawa jest jasna. Rosja jest agresorem i powinna znajdować się pod sankcjami, dopóki nie zaprzestanie agresji. To kwestia woli politycznej. Wszyscy politycy europejscy zaczęli kombinować, że jeśli Trump zniesie sankcje wobec Rosji, to oni nie mogą spóźnić się do „krojenia tortu”. Zaczynają się więc kombinacje i szukanie usprawiedliwienia dla kapitulanckiej pozycji. Część mówi, że Ukraina nie jest lepsza od separatystów, przy okazji nie wspominając nic o Rosji. To są oczywiście odruchy przystosowawcze do przewidywanego przez polityków europejskich biegu wydarzeń. Potężnego psikusa Trump może im zrobić, jeżeli te sankcje tak szybko nie zostaną zniesione. Wtedy już tradycyjnie europejscy politycy wyjdą na idiotów, ale do tego chyba się już przyzwyczailiśmy. Mało który z nich zasługuje na miano człowieka inteligentnego.

Zatrzymajmy się przy Trumpie. Jakie konsekwencje dla sprawy Ukrainy może mieć jego polityka?

Cały problem tkwi w jego polityce. On dokonuje takiego zwrotu, który w latach 70. Dokonała administracja Richarda Nixona. Mając przeciwko sobie komunistyczne Chiny i komunistyczny ZSRR, które to państwa były wówczas w konflikcie, Nixon postanowił porozumieć się z Chinami. Uważał, że są one na tyle osłabione swoim rewolucyjnym szaleństwem, że jeszcze przez długie lata nie będą zagrożeniem. Rozwiązało to Stanom Zjednoczonym ręce w stosunku do Związku Radzieckiego. Teraz Trump najwyraźniej ma ochotę dokonać odwrotnej roszady, tj. porozumieć się z Rosją, by rozwiązać sobie ręce w stosunku do Chin. Problem polega na tym, że lista żądań Putina jest bardzo długa i zakłada przede wszystkim osłabienie instytucji, które do tej pory były fundamentem amerykańskiej polityki, czyli np. NATO. Pytanie czy Trump na to pójdzie? Wszystko przed nami, a ponieważ on wielokrotnie prowadził nieprzyjemne negocjacje jako biznesmen, to możemy się domyślać, że najbliższy czas dostarczy nam mocnych wrażeń, a nie wiadomo jakie będzie zakończenie tej historii. Chyba nawet sam Trump nie wie czym skończy się ta zmiana polityki dla samych Stanów Zjednoczonych i świata.

Dziękujemy za rozmowę.