To wspaniale, że minister spraw zagranicznych Polski nareszcie przyznaje się do błędów polskiej dyplomacji w związku ze śledztwem ws. katastrofy smoleńskiej. Jeśli chodzi o ministra Schetynę, to on już wcześniej wykonywał pojednawcze gesty pod adresem opozycji, również w swoim inauguracyjnym wystąpieniu w Sejmie, które było oklaskiwane przez posłów PiS-u i innych partii prawicowych. Dyplomacja polski znajduje się teraz w punkcie, z  którego powinna wychodzić w kwietniu 2010 r. Możliwe, że z powodu tych wypowiedzi ministra Schetyny rozpętała się taka nagonka w mediach pod jego adresem, w związku z inną niezbyt fortunną wypowiedzią nt wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz - co otarło się aż o ostry komentarz ministra spraw zagranicznych Rosji, Siergieja Ławrowa.

Czuję ogromny żal, że ówczesny premier Rzeczpospolitej, Donald Tusk w momencie wybuchu konfliktu na Ukrainie i zaostrzenia stosunków Zachód-Rosja, nie wystąpił z żądaniem wydania wraku smoleńskiego. W ten sposób jednym ruchem przeciąłby rosyjskie larum i uzdrowił wreszcie polską politykę. Tuskowi wyraźnie zabrakło odwagi, którą dziś prezentuje Schetyna.

To co robi minister Schetyna, może jednak tylko zmniejszyć napięcie wewnątrz Polski, bo na pewno nie wpłynie  na mobilizację stron w sprawie śledztwa. Znajdujemy się ciągle w kręgu gestów symbolicznych, zaś wszelkie postępy sprawy zależą od strony rosyjskiej.

Not. ed