Paweł Chmielewski,portal Fronda.pl: Rosjanie wtargnęli do Gruzji z terenów Osetii i Abchazji i zajęli około kilometrowy pas terytorium. Przebiega tam rurociąg Baku-Supsa, dostarczający ropę do Turcji. Dlaczego Moskwa wykonała taki krok?

Andrzej Łomanowski: Rurociągi biegnące przez Gruzję zawsze były solą w oku Kremla. Dlatego, że są to jedyne rurociągi na terenie byłego Związku Radzieckiego, nad którym Moskwa nie panuje. Rurociągi, które idą przez Gruzję na przykład do Turcji, umożliwiają transport surowców energetycznych z rejonu Morza Kaspijskiego poza rosyjską kontrolą. Dotyczy to Azerbejdżanu i w mniejszym stopniu Turkmenistanu. Rury te powodują, że region Azji Środkowej wymyka się rosyjskim wpływom – nie ma konieczności porozumiewania się z Moskwą, nie ma zależności od Gazpromu, od Rosnieftu, od humorów Kremla. Mają normalne kontrakty i swoje surowce sprzedają w kierunku Morza Śródziemnego.

Od momentu, kiedy te rurociągi powstały, Rosja robi co może, żeby przejąć nad nimi kontrolę lub je zniszczyć. Ponieważ w te rurociągi zainwestował Zachód, w tym Amerykanie, panuje wokół nich spore napięcie. Powoduje to ponadto, że dzięki tym rurom Gruzja zachowuje znaczną niezależność w swoich działaniach.  W czasie wojny w 2008 roku, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o tym, że te rurociągi zostały zbombardowane, Rosjanie wszystkiemu zaprzeczyli. A potem – tak się dziwnie złożyło! – dokładnie w tym samym czasie kurdyjscy partyzanci na terenie Turcji wysadzili w powietrze te same rurociągi. Kurdyjscy partyzanci od pół wieku ściśle współpracują z Moskwą i otrzymują stamtąd pieniądze.

Może być to świadectwem tego, jaką determinację powodują te rurociągi na Kremlu. Rury te odbierają po prostu Rosji monopol w handlu węglowodorami na terenie całego byłego Związku Radzieckiego – i zdaje się, że przez to nie mogą w Moskwie spać. W związku z tym niebywałą ilość pracy, dyplomacji, krwi, wojny i tak dalej, Rosjanie ładują w próby przejęcia nad nimi kontroli – lub ich zniszczenia.

Dlaczego Rosjanie zajęli ten pas gruzińskiego terytorium właśnie teraz?

Nie wiem, dlaczego zrobili to właśnie teraz. Rosjanie mają zwyczaj gry na całym świecie jak na szachownicy, co celnie zauważył Zbigniew Brzeziński. Możliwe, że jest to ich odpowiedź na porozumienie amerykańsko-irańskie, które będzie skutkowało nieuniknionym spadkiem cel ropy. Iran wróci na rynki światowe ze swoim wydobyciem pełną parą, a to ciężko odbije się na kasie rosyjskiej. Ropa zacznie tanieć. Możliwe, że Moskwa wykonuje ruchy w Gruzji w związku z tym, broniąc się lub dając do zrozumienia, że jak Amerykanie tu, to my tu. Taki typowy handel byłych oficerów KGB.

Przecież Władimir Putin jest oficjalnie bardzo zadowolony z porozumienia z Iranem, a postawę Rosji chwalił nawet sam Barack Obama…

Putin to może wyglądać na zadowolonego, tyle, że od momentu wczorajszego otwarcia giełdy rubel leci na łeb na szyję. Oficjalnie rosyjski prezydent uśmiecha się przed kamerami, ale jak tylko wyjdzie ze studia, to myślę, że bardzo zgrzyta zębami.

Zajęcie gruzińskiej ziemi wywoła jakieś reakcje na arenie międzynarodowej?

Nie sądzę, by wywołało to jakieś gwałtowne reakcje oficjalne. Na pewno zakotłuje się pod dywanem. Winston Churchill opisując kiedyś walki na Kremlu mówił o walkach buldogów pod dywanem właśnie. Prowadzenie gry dyplomatycznej z Kremlem to takie przepychanki. Nie bardzo wiadomo, kto kogo, ale co pewien czas jakiś trup spod tego dywanu wylatuje. Już zaczęły się pewnie jakieś gorączkowe telefony, szybkie umawianie spotkań, wzywanie na rozmowy i tak dalej. Gdyby prezydentem Gruzji nadal był Micheil Saakaszwili, to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.

Jak?

Myślę, że gruzińska armia już strzelałaby do Rosjan. Saakaszwili żywił głębokie i chyba słuszne przekonanie, że moskiewscy imperialiści cofają się tylko przed siłą.

Teraz tak nie jest. Dlaczego?

Z różnych względów wewnętrznych. Do głosu doszły w Gruzji siły, które i u nas często słyszymy: nie należy spierać się z Rosją, Rosja jest wielka, handlujmy z nią, będzie nam dobrze, sprzedajmy jabłuszka, czy, jak w przypadku Gruzji, wino i sery. To tego rodzaju punkt widzenia. Saakaszwili swoje reformy opierał – ujmując to w ogromnym skrócie – na młodych anglojęzycznych Gruzinach. Tymczasem większość Gruzinów jest w wieku średnim i jest rosyjskojęzyczna. I teraz ta większość ma w Gruzji głos.

To, że pomimo pojednawczej polityki Tbilisi Rosjanie bezceremonialnie zajmują kawał ziemi Gruzji, to kolejna lekcja dla Polski?

Czego my jeszcze nie wiemy o Rosji? [śmiech] My już o niej wszystko wiemy.

Głosy o jabłuszkach pokazują, że chyba nie.

Może inaczej: nie o Rosji, ale o obecnej ekipie na Kremlu. Wiemy o niej wszystko. Tyle tylko, że ekipa ta jest bardzo pomysłowa w robieniu świństw swoim sąsiadom. W związku z tym, jeżeli przystąpimy do jakiejś polityki poza Unią Europejską i NATO, to powinniśmy doskonale zdawać sobie sprawę z tego, z kim rozmawiamy. Podam przykład prezydenta Finlandii, Mauna Koivisty. Koivisto był symbolem prowadzenia łagodnej polityki wobec Rosji przez swój kraj. Któregoś razu, gdy był akurat w Stanach Zjednoczonych, coś z tego, co tam robił, nie spodobało się na Kremlu. W związku z tym wprowadzono jakieś restrykcje wobec Finlandii. Kovisisto wysłał do przywódców z Moskwy list w bardzo pojednawczym tonie – po czym tego samego dnia pojechał na paradę armii amerykańskiej, wysyłając w kierunku Kremla bardzo jasny i czytelny sygnał.  Tak się robili politykę z tymi ludźmi.