Poniewieranie śmierci to poniewieranie cudu życia. Upokarzając kpiną śmierć upokarzamy wszystkie życie. I taka, jedynie taka może być reakcja pedagoga. Na pytanie „dlaczego umarła mama?” nie znamy odpowiedzi, a zatem jej nie udzielimy – pisał dla portalu Fronda.pl prof. Aleksander Nalaskowski. 

Relacje „dziecko a śmierć” mają wymiar wieloraki. Inaczej mówimy o śmierci noworodków, inaczej o śmierci w łonie matki, a jeszcze inaczej o śmierci „jużludzi” w przypadku stosowania metody in vitro. Śmierć dzieci towarzyszy nam niemal od zawsze i zawsze wzbudza emocje. Tak było w słynnym przypadku „małej Madzi”. Najpierw postawiono na nogi wszystkie możliwe podmioty poszukiwawcze, a następnie – gdy sprawa okazała się zupełnie inna-zawrzał społeczny gniew. Gdyby chodziło o osobę dorosłą takie zdarzenie byłoby daleko cichsze i mniej medialnie żywotne.

Stosunek do śmierci i to jak o niej dzieciom mówić znajduje różne konterfekty. I chyba od zawsze mamy z tym problem. Poniżej cytat: "poszedł grać w piłkę z chłopcem, który był kotłowym, a maszynista-chłopak nie wiedział gdzie hamulec ratunkowy i ot: stu ludzi zginęło".

Prawda, że setka ludzi została potraktowana dość beztrosko? Jakikolwiek nie byłby cel takiego przedstawienia, to czytany ze zrozumieniem mrozi krew w żyłach. Bo musi. A to cytat z „Króla Maciusia Pierwszego” Janusza Korczaka! Autor pokazując niefrasobliwość małego króla pokazuje ją dzieciom ilustrując setką (ale jest takich opisów więcej) ofiar. Na koniec skazuje Maciusia na śmierć, której monarcha unika przez zesłanie na bezludną wyspę. Ostatecznie jednak i tam dopada go ręka autora. Maciuś jako robotnik ginie w fabryce. Przypominam jest to książka dla dzieci i o dzieciach.

Inny autor przez wiele stron swojej książki każe nam pokochać jej bohatera. I wszyscy kochamy go szczerze. Za mądrość, za pytania, za szlachetność. Ale dość tego! Byłoby za słodko. Więc: "Żółta błyskawica mignęła koło jego nogi. Chwilę stał nieruchomo. Nie krzyczał. Osunął się powoli, jak pada drzewo. Piasek stłumił nawet odgłos upadku". Tak umarł Mały Książę Antoine’a de Saint-Exupery. Bodaj na oczach dorosłego, który nie próbował go bronić. A dzieciaki z „Władcy much” Williama Gordinga? Podobna historia. A przecież wszystkie te dzieła są dla młodych i najmłodszych czytelników. A Janko Muzykant zakatowany za miłość do muzyki? Czyż także nie został przez autora uśmiercony? A malec z książki „Oskar i pani Róża” Érica-Emmanuela Schmidta?

W tych wszystkich przypadkach ratuje naszą świadomość fakt, że to postaci literackie, a zatem i śmierć jest nieautentyczna. Tylko dlaczego ronimy łzy czytając te książki?

Piszę ten tekst i po raz czwarty wychodzę do furtki. Za każdym razem to samo. Dzieci oczekujące słodyczy. Tym razem jedno miało siekierę w głowie (taki gadżet kupiony zapewne u Chińczyków), dziewczynka trzymała fantoma odciętej ręki, a inne dziecko miało na twarzy maskę imitującą czaszkę. Próbowałem coś wyjaśniać. I zobaczyłem rozczarowanie na buziach malców. Jak to, tak się starały, tak się przebrały, a przecież nie chcą pieniędzy… No i śmierć przełożyła się na Wedla.

W latach sześćdziesiątych na jakimś straganie kupiłem sobie taką przywieszkę do paska, przywieszkę będącą miniaturą szkieletu ludzkiego. Pamiętam jak ostro matka mnie za to złajała. Powiedziała wówczas, że z tego nie wolno kpić. A ileż teraz takich „zabawek”, ile gier zabójczych, ile T-shirtów czyniących z śmierci logo?

Wydaje się, że od zarania, od pierwszego wychowawczego działania należy dzieci uczyć powagi śmierci, powagi tej niezwykłej tajemnicy. Poniewieranie śmierci to poniewieranie cudu życia. Upokarzając kpiną śmierć upokarzamy wszystkie życie. I taka, jedynie taka może być reakcja pedagoga. Na pytanie „dlaczego umarła mama?” nie znamy odpowiedzi, a zatem jej nie udzielimy. Ale jednocześnie nie wolno nam z tego czynić pola infantylizacji.

W pięknej książeczce Wiery Panowej „Sierioża” ojczym bohatera mówi do malca przerażonego śmiercią babki „gwarantuję ci, że nigdy nie umrzesz”. Mimo, że był robotnikiem sowieckim zda się, że doskonale wiedział co mówi. Mamy bowiem więcej niż jedno życie. I bez tej perspektywy możemy dzieciom stojącym w obliczu śmierci sprawiać tylko ból.

Aleksander Nalaskowski

Fronda.pl, 1 XI 2012