W wywiadzie internetowym z „Yagg”, homoseksualnym magazynem internetowym, Dittrich, dawny parlamentarzysta holenderski i aktywista gejowski pracujący dla Human Rights Watch, odnosi się do pieczołowicie przygotowywanego planu, mającego za cel ustanowienie legalnych związków cywilnych, które w konsekwencji prowadziły do redefinicji małżeństwa.

Powiedział, że redefinicja małżeństwa wiedzie do dyskusji nt. zalegalizowania małżeństw grupowych, trojga i więcej osób. - Ale to początek czegoś zupełnie nowego –dodaje. Przewiduje, że uczynienie następnego kroku zajmie wiele lat.

Dittrich przyznaje, że wiele czasu zajęło przepchnięcie opinii o „równości małżeństwa” przez proces polityczny. Zanim on i inni homoseksualni aktywiści rozpoczęli działania w Holandii „nigdzie na świecie nie istniała równość małżeństw”. Dyskusja została rozpoczęta w roku 1994, ale potrzeba było kolejnych „siedmiu lat debaty”, by móc zaprezentować ustawę.

Wskazuje, że przeciwnicy zmian w Holandii przywoływali te same argumenty i zarzuty, które przywoływane były we Francji, która stoi obecnie w obliczu podobnej zmiany.

W krajach, w których taki pomysł się narodził, większość ustawodawców optujących za „małżeństwem gejowskim” rozpoczęło proces od obietnicy, że związki partnerskie są krokiem ostatecznym. W Zjednoczonym Królestwie, kiedy homoseksualiści wotowali za związkami cywilnymi, społeczeństwo było przekonane, że kategoria partnerstwa cywilnego była stworzona tylko dla potrzeb zapewnienia wspólnego opodatkowania i praw dziedziczenia dla osób żyjących w związkach tej samej płci.

Ten sposób argumentacji był szeroko akceptowany nawet przez religijnych przywódców, którzy zaprzeczali, niemal tak żywiołowo jak lobbyści, że istnieje jakiekolwiek zagrożenie zniesienia definicji małżeństwa. Brytyjscy parlamentarzyści wspierający plan nalegali by związki cywilne były zwieńczeniem procesu, a małżeństwo pozostało nienaruszone.

Tymczasem Dittrich mówi magazynowi, że wprowadzenie związków cywilnych było zawsze pierwszym krokiem większego planu. Kiedy stał się parlamentarzystą, natychmiastowo rozpoczął debatę nt. małżeństw gejowskich, ale szybko zdał sobie sprawę, że opinia publiczna nie była gotowa ich zaakceptować. Trzeba było obrać wolniejszą drogę.

- Myśleliśmy, że psychologicznie lepszym będzie wprowadzenie zarejestrowanego partnerstwa  – mówi. Kiedy w 1998 osiągnięto ten pułap, „ludzie przyzwyczaili się do pomysłu dwóch mężczyzn lub dwu kobiet udających się do urzędu cywilnego, aby ich związek był rozpoznawalny w świetle prawa. I ludzie nazywali to „małżeństwem gejowskim.”

- Więc dla ogółu społeczeństwa nie było różnicy. I ludzie przyzwyczaili się do tego i zdali sobie sprawę, że nie wybuchła żadna rewolucja i państwo nie stoczyło się w moralną otchłań. Więc następny krok, równości małżeństw, które naprawdę były równe, był krokiem logicznym – kontynuuje.

Najbardziej efektywnym sposobem przepchnięcia postulatu na oczach opinii publicznej były „koncentracja na zasadach równości i braku dyskryminacji”, oraz nacisk na „rozdział Kościoła od państwa”.

- Więc jeśli ludzie są przeciw małżeństwu pomiędzy dwojgu ludźmi tej samej płci, więc OK, nie muszą mieć z tym do czynienia. Powiedziałem wszystkim religijnym ludziom: „nie tykamy małżeństwa religijnego, ale rozmawiamy o małżeństwie cywilnym” – chwali się Dittrich. – Zgodnie z prawem, każdy powinien być traktowany równo.”

Co na to polscy homoaktywiści? Wywiad jest w formie wideo. Niech teraz jakiś adwersarz przyjdzie na debatę o związkach do studia z iPadem i wyświetli opinii prawdę, taką jaka ona jest.

MCC/LSN