Nie, nie chodzi o to, by Krzysztof Pieczyński pobił się sam. Rzeczywiście został zaatakowany i pobity. Problem w tym, że podczas gdy Pieczyński przedstawił napastnika jako chorego z nienawiści katolika-patriotę, to prawda jest zupełnie inna.

Krzysztof Pieczyński w momencie ataku miał na sobie czerwoną kurtkę. I właśnie to wywołało wielki gniew mężczyzny, który go zaczepił. Nie dlatego, by agresor uważał noszących czerwone kurtki za pedałów, komunistów czy też inną formę lewicy. Nie; napastnik cierpi po prostu na manię prześladowczą i jest przekonany, że śledzą go mężczyźni w czerwonych kurtkach - podaje portal wPolityce.pl.

Tymczasem Pieczyński zgrywa ofiarę prawicy. I to w jakim stylu! Obraża Polaków, patriotów, a z katolików robi po prostu nienawistników. Pieczyński ubolewa przy tym w mediach, że już w przeszłości spotykał się ,,z przejawami nienawiści''. Cóż, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

,,Mniej boli mnie to, że zostałem pobity, ale bardziej nienawiść człowieka, który to zrobił. Zachowywał się w taki sposób, że gdyby nie obawiał się kary prawdopodobnie by mnie zabił przekonany o własnej słuszności. Podobni do niego mają dość nienawiści, żeby nieść przed sobą krzyż i chrystianizować Europę'' - napisał aktor.

,,Myślę, że ludzie podobni do niego są współczesnymi patriotami, katolikami oraz przyszłymi członkami Obrony Terytorialnej zakładanej przez ministra Maciarewicza'' - dodał, popełniając przy tym typową literówkę w nazwisku byłego ministra MON.

Mówiąc krótko: aktor pobity przez człowieka nękanego manią prześladowczą, oskarża katolików i pariotów o nienawiść.

A my pytamy: kto tu tak naprawdę jest nienawistny?

mod