Fronda.pl: Jak Pani zdaniem należy oceniać protesty na Białorusi? Ludzie po prostu nie wytrzymują, czy są inne powody?

Agnieszka Romaszewska-Guzy, Biełsat: Przede wszystkim powody tych protestów są natury ekonomicznej. Ludzie mają poczucie, że jest źle, a na dodatek się pogarsza. Sytuacja ekonomiczna na Białorusi jest zdecydowanie zła. Dwa czynniki się na to składają. Z jednej strony to efekt pogorszenia się stanu rosyjskiej gospodarki, czyli sytuacji, w której przez pewien czas surowce przestały być drogie, chociaż ostatnio ceny ropy nieco wzrosły. Rosjanie więc nie mogli już w takim stopniu jak dawniej łożyć na Białoruś. Z drugiej strony to wynik mechanizmów wewnętrznych na Białorusi. Ten kraj nie ma przecież wbudowanych żadnych mechanizmów wzrostu. Ludzie zaczęli to odczuwać, w szczególności na prowincji, bo sam Mińsk to jednak trochę inna sprawa. Obrazowo można powiedzieć, że przy cenach podobnych do polskich, Białorusini zarabiają ok. 600-800 zł miesięcznie. Codzienne życie okazuje się wówczas bardzo trudne. Białoruskie państwo zwiększa obciążenia fiskalne, czego dowodem był podatek od bezrobotnych. To wszystko powoduje reakcję ludzi. Podatek od bezrobotnych z jednej strony oczywiście był obliczony na szarą strefę, ale warto powiedzieć jak na Białorusi rozumie się szarą strefę.

No właśnie, jak?

Otóż pod pojęciem szarej strefy rozumiano tych, którzy nie mogąc znaleźć pracy u siebie, pracują w Rosji. Pomysł, aby opodatkować ludzi, którzy nie mogą na Białorusi znaleźć pracy, doprowadził ludzi do szału i że tak powiem wrzenia. Do tego dochodzi poczucie braku perspektyw przy trwającej już 23 lata władzy Łukaszenki.

Protesty, które odbywają się także na prowincji, pokazują, że Białorusini przestają się bać?

Tak, to charakterystyczne spostrzeżenie wielu osób z protestów. Stwierdziłam to chociażby na przykładzie własnych dziennikarzy. Pamiętam ich sprzed pięciu lat, kiedy pytaniem było w jaki sposób Biełsat może zapewnić im bezpieczeństwo? Na to musiałam z wielką przykrością odpowiedzieć, że niestety Biełsat nie może im zapewnić bezpieczeństwa. Może im zaoferować solidarność, pomoc, ale bezpieczeństwo leży akurat w rękach Łukaszenki, a nie w naszych. Z tym był problem, a to, że nie możemy zapewnić bezpieczeństwa spotykało się z niezrozumieniem. Obecnie, obserwując nie tylko dziennikarzy Biełsatu, ale i innych, można powiedzieć, że wychodzą oni świadomi, że ryzykują. To duża zmiana. Wychodząc ostatnio w Mińsku ludzie nie mieli nadziei, że spowoduje to jakieś zasadnicze zmiany, czy że nastąpi kolejny majdan. Widać było od pewnego czasu po zmasowanych aresztowaniach, że raczej żadnego majdanu nie będzie. Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie świadomie wychodzili na ulicę, by zaprotestować. Wychodząc w kilkudziesięciotysięcznym mieście na ulicę mają świadomość, że nie staną się anonimowi, bo ludzie w takich miastach się znają. Każdy kto próbował jeszcze w czasach „Solidarności” organizować protesty na prowincji wiedział jak to trudno zorganizować. Ludzie swoje myśleli, ale wychodzić na ulicę nie chcieli. Jeśli teraz wychodzi na ulicę 100 czy nawet 600 osób to jest to zmiana jakościowa.

Czy skala represji wobec protestujących to coś wyjątkowego na Białorusi czy to standard dla reżimu Łukaszenki?

Samo zachowanie sił bezpieczeństwa Łukaszenki było oczywiście brutalne. Mają oni nakaz, by zastraszyć ludzi i pokazać jak są zdeterminowani. Nie jest to jednak nowość, ponieważ np. w 2010 roku oni wręcz pałowali ówcześnie protestujących. Teraz było poczucie, że milicji jest więcej niż protestujących i mogą ich nakryć czapkami. Mimo tego stosowano jednak ostre kroki, więc było widać, że władza boi się i chce by żadne protesty się nie odbywały. To co jest czymś nowym w porównaniu do 2010 roku to fakt, że działania sił bezpieczeństwa było stosunkowo łagodne, choć i tak jak wspomniałam brutalne. Jednak większość ludzi wypuszczono dosyć szybko i nałożono relatywnie niskie kary. Łukaszenka jakby nie przestał mieć ciągle nadziei na flirt z Zachodem.

Jak Pani zdaniem rząd powinien się zachować wobec sytuacji na Białorusi? Jak Pani ocenia oświadczenie MSZ?

Rząd powinien dać jasno do zrozumienia, że tego typu działania są nie do przyjęcia i nie o to nam chodzi w ramach ocieplenia z Białorusią. Jak to ładnie opisał portal TUT.by na jednym ze zdjęć, ocieplenie pakuje ludzi do więźniarek. Musimy stanowczo zaprezentować swoje stanowisko i dostosować swoją bieżącą politykę wobec tego, co się dzieje. Jestem zdania, że wszelkie ogólne deklaracje nie powinny mieć miejsca. Powinniśmy sprawdzać posunięcia Łukaszenki krok za krokiem, a nie traktować je „pakietowo” jak określił to Witold Jurasz. Trzeba każdą sprawę sprawdzać dokładnie i odpowiednio reagować na konkretne działania Łukaszenki.

Dziękujemy za rozmowę.