Andrzej G., radny gminy Niegowa, został oskarżony w związku ze złożonym przez niego oświadczeniem lustracyjnym. Nie chodzi jednak tylko o minięcie się w nim z prawdą. Miał je również dać do podpisania… żonie.

O sprawie pisze dzisiejsza „Gazeta Polska Codziennie”. Sprawa radnego ciągnie się od 2014 roku, kiedy to w gliwickim Sądzie Okręgowym prowadzone było postępowanie lustracyjne wobec niego i zakończone w 2015.

Według sądu G. w oświadczeniu lustracyjnym skłamał. Orzeczono zatem wobec niego utratę wybieralności na okres lat czterech, a także zakaz pełnienia przez cztery lata funkcji publicznych.

W trakcie postępowania odwoławczego w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach uzyskano jednak opinię biegłego z zakresy pisma ręcznego, wedle której… radny w ogóle nie podpisał swojego oświadczenia.

Sędziowie twierdzą, że jeśli nie ma podpisu osoby lustrowanej, to i prawdziwości samego oświadczenia nie sposób zweryfikować. Dlatego też postepowanie lustracyjne zostało umorzone.

Z kolei prokurator Instytutu Pamięci Narodowej ustalił, że opinia wspomnianego biegłego mówi o tym, że oświadczenie podpisane zostało przez żonę radnego. Dlatego też teraz sprawą zajmie się prokuratura. Radny oskarżony jest o posługiwanie się sfałszowanym dokumentem, jego żona natomiast – o podrobienie owego dokumentu.

Radny natomiast twierdzi, że oświadczenie podpisał, jego żona natomiast przekonuje, że co prawda sporządziła wspomniane oświadczenie lustracyjne, jednak była przekonana, że… nie będzie nigdzie przedłożone.

dam/"Gazeta Polska Codziennie",Fronda.pl