- Witajcie w średniowieczu, tym najmroczniejszym, od polowań na czarownice i tropienia innych diabelskich knowań i spisków. Im więcej tego straszenia szatanem, tym większa szansa, że przerażony, zdezorientowany i niedouczony Polak katolik zacznie się rozglądać za amuletami, tak na wszelki wypadek, jako za dodatkowym zabezpieczeniem przed złem, którym jest przez Kościół straszony – oznajmia Szostkiewicz.

A dalej przekonuje, że szkodliwa dla chrześcijaństwa jest nie demoniczna ofensywa, ale to, że Kościół broni życia. - Czy Kościół oficjalny w swych dokumentach rozważy kiedyś pytanie, co rozwadnia chrześcijaństwo w nim samym? Przykładów nie brakuje. Czy nie to jest jeszcze jednym powodem odchodzenia ludzi od wiary? Czy polski katolicyzm swym politycznym upartyjnieniem, swym stygmatyzowaniem osób sięgających po in vitro czy zwolenników reform obyczajowych sam nie odpycha części ludzi od siebie i od wiary, a niektórych wypycha w objęcia różnej maści szarlatanów? - pyta. Jednym słowem Kościół powinien zrezygnować ze swojej nauki, a wtedy ludzie nie będą korzystać z usług wróżek – twierdzi Szostkiewicz. Trudno nie zadać mu pytania, skąd takie wnioski?

Życie bez wiary może być też sensowne – grzmi na katolickich hierarchów. - Biskupi cytują w liście angielskiego pisarza katolickiego Chestertona: Gdy człowiek przestanie wierzyć w Boga, może uwierzyć w cokolwiek. Otóż może, ale nie musi. Wiara w Boga nie jest warunkiem koniecznym życia sensownego i etycznego, ku pożytkowi własnemu i innych. Kto chce wierzyć w demony i egzorcyzmy, jego prawo. Ale mam silne wrażenie, że ta wiara nie służy zdrowiu psychicznemu społeczeństwa i samego Kościoła – oznajmia. Ja zaś nie mogę nie wskazać, że w piachu i z robakami szczególnie dużo sensu się nie znajdzie...

TPT/Polityka.pl