Adam Małysz jest smutny. I ma niebagatelne powody, bo w polskich skokach narciarskich dzieje się źle. Pozornie tryumfy Kamila Stocha i dobra dyspozycja Macieja Kota, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły temu przeczą. Jednak na zapleczu kadry A nie jest tak, jak trzeba.

W ubiegłym sezonie kadra B radziła sobie po prostu źle. Uznano, że to z winy Roberta Matei i zmieniono go na nowego szkoleniowca, Radka Żidka. A jednak... niczego to nie dało. Koniec letniego sezonu i początek zimowego okazały się wielką klęską. Okazało się, że od kadry B lepiej skaczą nasi juniorzy, a najlepszym zawodnikiem na zaleczu kadry A jest... 17-letni Tomasz Pilch.


,, Jako wujek Tomka Pilcha jestem zadowolony z jego wyników, ale jako dyrektor w Polskim Związku Narciarskim jestem rozczarowany sytuacją. Skoczkowie z kadry B nie powalczyli tam, gdzie powinni to zrobić. Nie ma się zatem z czego cieszyć'' - komentuje tę sytuację Adam Małysz.

Wcześniej media informowały, że fatalnie wygląda sprawa finansowania skoczków kadry B. Część z nich musi po prostu normalnie pracować i zwyczajnie nie ma na treningi tyle czasu, co potrzeba. Juniorzy, ludzie młodzi, od tego problemu są jednak wolni.

Co się jednak stanie, gdy wyjdą z wieku młodzieńczego? Jeżeli zawodnik nie skacze dobrze, nie zarabia. Jeżeli nie zarabia, musi pracować. Gdy pracuje, nie skacze dobrze. Czas to błędne koło przełamać i postawić na lepsze finansowanie członków kadry B.

mod/onet.pl, fronda.pl