Świat doskonale zna receptę na zakończenie konfliktu na Bliskim Wschodzie, tyle że mu na tym zupełnie nie zależy. Wystarczy, by zaprzestał kupować od terrorystów ropę naftową i samemu sprzedawać im broń. To gorzka refleksja abp Marouna Eliasa Lahhama wikariusza patriarchalnego dla Jordanii. Ten kraj w znacznej mierze wziął na własne barki ciężar bliskowschodniego konfliktu, przyjmując u siebie aż 3 mln uchodźców, co odpowiada połowie liczby wszystkich mieszkańców tego kraju. Przykładowo w mieście Mafraq mieszka obecnie 50 tys. Jordańczyków oraz 70 tys. Syryjczyków i Irakijczyków.

Jordański hierarcha zauważa, że w tę wojnę w kawałkach zaangażowane są nie tylko Syria czy Irak, ale także, o czym nie chce się pamiętać, Stany Zjednoczone, Rosja, Europa, Turcja, Arabia Saudyjska i Katar. Każdy czerpie z tego jakąś korzyść, choćby kupując za niską cenę ropę naftową od terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego, którzy w ten sposób finansują zakup broni. Ta sytuacja, jak podkreśla abp Lahham, ujawnia całą obłudę Zachodu. Wskazuje zarazem, że konflikt bliskowschodni jest wyraźnym dowodem na to, iż demokracji nie można zwyczajnie eksportować, tak jak to chcieli zrobić Amerykanie w Iraku. Apokaliptyczne skutki tych działań widoczne są po dziś dzień. „Nie jest powiedziane, że europejski czy zachodni model demokracji nadaje się do wdrożenia w Chinach czy na Bliskim Wschodzie. Jednak wydaje się, że politycy nie chcą tego widzieć”- konstatuje ze smutkiem abp Lahham.

bjad/Radio Watykańskie