Ma to swoje bardzo konkretne znaczenie. W kulturze semickiej to, kim jest człowiek, bardzo mocno wiąże się z jego pochodzeniem, z tym, czyim jest synem. I otóż Jezus z Nazaretu ma bardzo konkretne pochodzenie, wiadomo, czyim jest synem w sensie prawnym, kim byli Jego ludzcy przodkowie. Z Jego rodowodu wynika z jednej strony, że jest kością z naszej kości i ciałem z naszego ciała, czyli że Jezusa Chrystus jest prawdziwym człowiekiem! O tym często zapominamy na co dzień, widząc w Nim od razu Boga, który przyszedł odwiedzić swoje stworzenie, tyle tylko że wyglądał na człowieka. Otóż nie! On nie tylko wyglądał na człowieka, ale nim był w rzeczywistości i jako człowiek przeżywał swoje ziemskie życie! Taka jest nasza katolicka wiara.

Jednocześnie z drugiej strony rodowód wskazuje na pochodzenie od Dawida. Przychodzący Mesjasz miał być według wiary Izraela potomkiem Dawida. Warto jednak zwrócić uwagę na występujące w tym rodowodzie cztery niewiasty:
Tamar – synowa Judy, która z kazirodczego związku z teściem urodziła mu synów. Ona jest w linii rodowej Jezusa!
Rachab – nierządnica, która dała schronienie zwiadowcom izraelskim, nawrócona i przyjęta do społeczności Izraela,
Rut Moabitka – kobieta wytrwała w swoim dążeniu aż po prowokację,

Batszeba – żona Uriasza Chetyty, z którą Dawid zgrzeszył.

Trzy z tych kobiet były obciążone grzechem, a wszystkie były cudzoziemkami, co dla Żydów w tym czasie mogło być nawet czymś gorszym niż grzech. Jednak Chrystus się nie wstydził takiego rodowodu, bo przyszedł właśnie po to, by dźwigać nas z grzechów. Natomiast istotne w postawie tych wszystkich kobiet jest to, co Bóg niezmiernie ceni, a co wyróżniało np. Jakuba: uparte, wytrwałe dążenie do uzyskania błogosławieństwa. Im wszystkim chodziło o coś więcej niż jedynie o doraźne szczęście. To jest dla nas wyraźne wskazanie: Pan Jezus przychodzi, aby nas uleczyć, ale leczy tylko tych, którzy tego wytrwale pragną i są zdeterminowani w swoim postępowaniu, aby otrzymać łaskę.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rdz 49, 2. 8-10; Mt 1, 1-17

Pan Jezus przyjął naszą słabość, co nie znaczy, że uznał ją za dobro. On nas kocha mimo naszej słabości i dlatego przyszedł, aby uwolnić, wyzwolić nas od więzów zła, aby stworzyć w nas nowego człowieka. To jednak wymaga od nas, abyśmy umieli przede wszystkim uznać tę naszą słabość, co najlepiej ujawnia się, gdy umiemy przyjąć słabości innych.
Rodowód Jezusa ukazuje, że przyszedł na świat nie tyle po to, by nam opowiedzieć o Bogu-Ojcu czy ukazać Jego wspaniałość i miłosierdzie, co oczywiście także robi w swoim orędziu. Przyszedł po coś jeszcze głębszego i zdumiewającego, mianowicie po to, by stać się naszym Bratem albo inaczej mówiąc, byśmy stali się Jego rodziną, Jego krewnymi! Przyszedł po to, by nas zaprosić do siebie, włączyć do swojej rodziny. To ma niesamowite konsekwencje! Nie jesteśmy w stanie, nawet po 2000 lat (!), z tego sobie zdać w pełni sprawy, bo to po prostu nie mieści się nam w głowie.

Spróbujmy jednak nieco się pochylić nad tajemnicą naszej rodzinnej więzi z Bogiem. W kulturze semickiej więź rodzinna ma bardzo duże znaczenie. Istnieje ogromna odpowiedzialność członków rodziny za innych. Znana jest funkcja najbliższego krewnego, goela. W przypadku popadnięcia w kłopoty goel powinien pomóc; gdy ktoś dostanie się do niewoli, goel jest zobowiązany go wykupić lub odbić. Tak było w przypadku Abrahama i jego bratanka Lota, który został uprowadzony do niewoli przez królów aramejskich. Kiedy Abraham się o tym dowiedział, od razu zebrał oddział i wyruszył, aby go uwolnić z rąk nieprzyjaciół. Zauważmy: Chrystus stał się naszym Bratem, naszym Goel. Mówimy o Nim, że jest naszym Odkupicielem. To jest dokładnie funkcja najbliższego krewnego. Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze o konsekwencji tej prawdy:

Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? (Rz 8,31n).

Zauważmy – Jego opieka wynika z przyjęcia na siebie relacji rodzinnej. Mocą tego zobowiązania w pewnym sensie Bóg, jako nasz Goel, ma obowiązek nas bronić, wybawić z niewoli! Można by powiedzieć: stając się naszym krewnym, nie robi już łaski! Ale właśnie na tym polega prawdziwa łaska i jest to czysta łaska, wyrastająca z Jego absolutnie w żaden sposób nieprzymuszonej woli. Mocą swojego uprzedniego wyboru sam się zobowiązuje i od tego momentu jest zobowiązany. Podobną prawdę wyraża przymierze zawarte pomiędzy Bogiemi nami. Przed jego zawarciem jesteśmy wolni, możemy je zawrzeć lub nie, ale gdy je zawrzemy, to ono nas już ściśle zobowiązuje.

Co to znaczy? Jego więź z nami nie jest przelotna, chwilowa. Nie jest to więź, którą mógłby nawet On sam w każdym momencie rozwiązać. Dlaczego? Bo On sam się zobowiązał i Jego słowo Go wiąże. Przeżywając tajemnicę Bożego Narodzenia, przeżywamy też tajemnicę Bożego wejścia z nami w więź rodzinną – tak daleko idące zobowiązanie.

W Księdze Rodzaju czytamy o małżeństwie, które jest fundamentem rodziny:

Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,22–24).
To zdanie ma ogromne znaczenie, ale skupmy się tylko na jednym. Mężczyzna i kobieta, choćby najgłębiej się kochali, nigdy nie będą dosłownie jednym ciałem. Hebrajskie basar oznacza nie tylko ciało w naszym znaczeniu, ale całego człowieka. Stąd słowa: stają się jednym ciałem oznaczają, że stają się jedną ludzką istotą. Mężczyzna i kobieta zostali stworzeni jako istoty wzajemnie się uzupełniające i dopiero w jedności tworzą pełnię ludzkiego istnienia. Biblia konsekwentnie odsłania nam metafizykę miłości. Warto przeczytać od tej strony list Jana Pawła II o godności kobiety. Dosłownie jedno ciało oznacza w tym tekście w odniesieniu do mężczyzny i kobiety swoistą przenośnię. Kiedy otwieramy List św. Pawła do Efezjan, czytamy w nim:

Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. (Ef 5,31n).

Otóż w Chrystusie dokonuje się dosłowne wypełnienie tekstu z Księgi Rodzaju. W Nim, w Jego Ciele, jest całkowita jedność dwojga: Boga i Człowieka, bez zmieszania, z całkowitym uszanowaniem zarówno Bóstwa, jak i Człowieczeństwa! Dwoje staje się jednym Ciałem w sensie dosłownym. Możemy powiedzieć: w Nim dokonało się małżeńskie przymierze Boga-Oblubieńca z człowiekiem-Oblubienicą, przymierze miłości, a nie przymierze prawa. To już nie tyle Bóg schodzi na dół do nas, chociaż jest to prawda, ale oto w tym geście schodzenia, rodzenia się Syna Bożego w postaci Człowieka, dokonuje się jednocześnie umieszczenie człowieka w samym centrum życia Boga, czyli dokonuje się wyniesienie człowieka. Bo w przymierzu małżeńskim, nawet jeżeli jeden z partnerów, przystępując do tego związku, byłby niewolnikiem, a drugi wolnym człowiekiem, to w momencie zawarcia związku znika relacja: pan – niewolnik i następuje zrównanie. W przeciwnym razie ten związek nie byłby małżeństwem, nie powstałaby rodzina, pełna jedność dwojga w jednym ciele! Kiedy trochę się zastanowimy nad tym, co się dokonało przez narodzenie Syna Bożego w ludzkim ciele, tomożemy doznać zawrotu głowy!

Włodzimierz Zatorski OSB