(Były?) ksiądz Rafał Sawicz odniósł się do doniesień "Gazety Wyborczej" dotyczących tzw. "taśm Kaczyńskiego". Tajemniczy duchowny po kilku tygodniach przerwał milczenie, choć z mediami nie rozmawia na razie osobiście, ale za pośrednictwem swoijego pełnomocnika. 

O "zaginionym księdzu" Sawiczu zrobiło się głośno, kiedy dziennik opublikował przecieki z zeznań austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera w prokuraturze. Birgfellner miał zeznać, że na polecenie prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego przekazał kopertę z 50 tys. zł. Pieniądze miały trafić właśnie do ks. Sawicza.

„Jestem zdumiony zamieszaniem i skalą zmanipulowanych informacji wokół mojej osoby. Wiele z nich zawiera nieuprawnione sugestie i niedopowiedzenia, przedstawiające mnie w jak najgorszym świetle. Od kilku tygodni czuję się obiektem brutalnych ataków medialnych i nagabywania. Proszę, aby traktować mnie – jak wcześniej – jako osobę prywatną w najszerszym tego słowa rozumieniu. Chciałbym, aby moje dane osobowe w rozumieniu obowiązujących od maja 2018 roku przepisów były możliwie najbardziej chronione i respektowane"-napisał ks. Rafał Sawicz w specjalnym oświadczeniu odczytanym przez jego pełnomocnika, mec. Janusza Masiaka.

Jednocześnie Sawicz podkreśla, że nie zamierza rozmawiać z żadnymi mediami, ale jeżeli zajdzie konieczność, gotów jest oddać się do dyspozycji "odpowiednich organów państwowych". "Zaginiony ksiądz" z Gdańska prosi również, aby traktowano go jako osobę prywatną. Chce również, powołując się przy tym na RODO, aby jego dane osobowe  "były możliwie najbardziej chronione i respektowane"

yenn/Wyborcza.pl, Fronda.pl