„Maszerowanie jest podniecające” – takim tytułem kuszą dzisiejsze „Wysokie Obcasy”. Dlaczego kuszą? Nie przywykłem do czytania weekendowego dodatku do „Wyborczej” (tak samo, jak nie czytuję samego GazWyb), jednak tym razem kupiłem. Wszak, nie zbyt często poświęcają oni swoje łamy, aby pisać o patriotycznej młodzieży. A dziś, piórem Grzegorza Szymanika opisują młode, piękne niewiasty, o jakże niepopularnych, tradycyjnych poglądach.

 

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że z każdą linijką tego tekstu czułem się coraz bardziej zażenowany. Zapewne Szymanik chciał pokazać prawicowe aktywistki z nieco innej, lepszej strony, odkłamując pewne stereotypy – mógł przecież zrobić z nich moherowe babcie, ale do rozmów wybrał sobie młode, piękne studentki – tymczasem one same swoimi wypowiedziami strzelają sobie w stopy, kolana i w co tam jeszcze tylko mogą. A kula, jak to czasem bywa, odbija się rykoszetem i po raz kolejny wali w szeroko pojęte środowisko narodowców.

 

Co takiego przeszkadza prawicowym damom? Pani Joannie na przykład to, że „wykształcony lekarz ma dokładnie takie samo prawo głosu jak człowiek, który w życiu nie pracował, tylko siedzi i piwo pije”. Wyśmienicie. Czyli rozumiem, że pani Joanna odebrałaby prawo wyborcze wszystkim bezrobotnym (nie oszukujmy się, każdy z nas kiedyś szukał pracy!).

 

„Nie dyskryminuję innych, chcę tylko, by mój naród był lepszy” – gdzie tu logika? Skoro jej naród ma być lepszy, to znaczy, że inne są gorsze… Pani Joanna z rozbrajającą szczerością wyznaje także, że jeśli ktoś nie zgadza się z jej poglądami, to „w nacjonalizmie trzeba poświęcić jednostki, które są przeciwne”. Dalej urocza studenteczka europeistyki tłumaczy: „Nie odbieram nikomu prawa do życia, ale jestem przeciwna niektórym grupom i liczę, że sprowadzimy je do marginesu”.

 

Aby pokazać, że Marsz Niepodległości (a za nim ruch narodowy) to nie tylko środowisko osób głęboko wierzących, w tekście pojawia się Sandra Skibniewska, która sympatyzuje z neopogańskim Niklotem. No i swoją wypowiedzią daje dość smutny obraz marszu 11.11, na którym świetnie czuje się ona – ateistka oraz jej kolega satanista. Pani Sandra nie ukrywa, że jej ideałem jest staroświecki podział ról, czyli baby do garów, a faceci chwytają za miecze. Fance Niklotu nie przeszkadza, że koledzy z grupy historycznej nie pozwolili jej walczyć na miecze, bo jest niewiastą, a w średniowieczu byłaby ona „księżniczką, która czekałaby na rycerza”.

 

Prawdziwym fenomenem jest dla mnie pani Natalia, której idolem jest… Aleksander Łukaszenko oraz podejrzewany o skrajny antysemityzm Leszek Bubel, z którego Polską Partią Narodową była związana. Mało tego! Natalia dzieli się z „WO” swoim wierszykiem o krwawym białoruskim dyktatorze: „Szanuję go bardzo i lubię,/ Choć nie jest on z mojej Ojczyzny./ Niech żyje i stoi przy swoim/ Nasz Sąsiad, cud – Syn Słowiańszczyzny!”. Ręce opadają do samej ziemi.

 

Ale panią Natalię stać na więcej! Na przykład chciała popełnić samobójstwo po tym, jak Lech Kaczyński ratyfikował 10 października 2009 roku Traktat Lizboński. Na tę okazję także przygotowała wierszyk: „Gdy myślę o tamtym zdarzeniu,/ Ogarnia mnie furia, wzburzenie,/ Następnie gniew zmienia się w gorycz/ I wielkie psychiczne cierpienie”. Nie będę się już dalej pastwił nad panią Natalią, bo wykazuje oznaki co najmniej jakiegoś psychicznego niezrównoważenia. To powinno się leczyć…

 

Przyznam, dziś rano, kiedy przeczytałem tekst w „WO” byłem zdruzgotany… Jeśli tak ma wyglądać ten formujący się ruch narodowy, to ja naprawdę dziękuję… Nie chcę w Polsce ani Łukaszenki, ani obozów dla zmarginalizowanych mniejszości, których pozbawia się prawa głosu, nie chcę wariatów, którzy chcą się targać na swoje życie bo prezydent podejmuje takie, a nie inne decyzje…

 

Celowo pominąłem w tym tekście redaktorkę Fronda.pl, Martę Brzezińską. Po pierwsze – bo napisała tu więcej niż ja, to jej podwórko, nie zamierzam włazić z butami, a po drugie – naprawdę nie miałbym nic do zarzucenia jej wypowiedzi. Może niepotrzebnie po raz kolejny odnosi się do swojego artykułu, w którym skrytykowała narodowców i wręcz z niego tłumaczy, troszkę stawiając się w pozycji ofiary „złych łysych”. Ale z drugiej strony – staram się ją w tym zrozumieć – w końcu nie napisała niczego, o czym byśmy nie wiedzieli, a to, że jakaś część społeczeństwa ma problem z czytaniem ze zrozumieniem… Pani Marta daje zresztą kapitalne świadectwo! Mówi o wielkiej wartości czystości przedmałżeńskiej (to odważnie przyznawać się do tego na łamach „WO”, szacun!), o feminizmie, który zniewala, a nie daje wolność, o antykoncepcji, która czyni kobietę produktem dostępnym o każdej porze, kiedy tylko facet zechce mieć ochotę.

 

Dopiero dziś zrozumiałem tak naprawdę sens tamtego artykułu Pani Marty o narodowcach. Tak, jak ona pisała, że pojawiający się na ich manifestacjach neofaszyzujacy goście, choć są marginesem, to szkodzą wizerunkowi całego środowiska, tak jak dziś stwierdzam, że panie pokroju Joanny, Sandry czy Natalii działają tak samo! Choć pewnie mają poczucie świetnie spełnionej misji. A szkoda…


Seweryn Popławski 

 

Ps. Na szczęście, tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak te trzy czy cztery panie nie dają pełnego obrazu środowiska narodowego, które "GW" i tak przedstawi tak, jak chce. Dlatego gorący apel - tym bardziej panie konserwatystki, jak i całe środowisko, powinny być wyczulone na takie skrajności... 


PRZECZYTAJ KOMENTARZ TO TEGO ARTYKUŁU TOMASZA TERLIKOWSKIEGO