Mija dziewięć lat od ważnej wizyty Śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w stolicy Gruzji. Gruzini przyznają, że to działanie prezydenta przyczyniło się do powstrzymania rosyjskich wojsk przed marszem w głąb ich kraju.

Gruzińsko-rosyjska wojna o Osetię Południową rozpoczęła się w nocy z 7 na 8 sierpnia. Trzy dni później rosyjskie oddziały wyparły Gruzinów z Cchinwali i przekroczyły tymczasową linię rozgraniczającą, posuwając się w głąb Gruzji właściwej. 12 sierpnia, po zbombardowaniu Gori, Rosjanie kontrolowali już tereny oddalone od Tbilisi zaledwie o 40 km.

Prezydent Polski Lech Kaczyński szybko zebrał przywódców Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii i wraz z nimi 12 sierpnia 2008 r. przyleciał do Gruzji. Przemawiając przed budynkiem parlamentu, polski przywódca zapewnił kilka tysięcy zgromadzonych tam Gruzinów, że nie zostali sami w walce z Federacją Rosyjską. 

"Nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy: „Nie!”- zapewnił wówczas prezydent Lech Kaczyński. 

Tego samego dnia Kreml ogłosił wstrzymanie operacjii wojskowej na terenie Gruzji i przystąpił do negocjowania porozumienia o warunkach zawieszenia broni. Dokument został podpisany we wrześniu. Gruzińskie władze twierdzą jednak, że Rosja do dziś nie wypełniła zobowiązań i nie wycofała wojsk z Osetii Południowej i Abchazji.

yenn/IAR, Youtube, Fronda.pl