Pomimo, że żyje i ma się dobrze to urzędnicy uznają go za zmarłego. Pomyłka pracowników szpitala w Sosnowcu zmieniła życie Pana Rafała w koszmar.

20 grudnia 2017 roku pracownicy szpitala wystawili akt zgonu, w którym znałazły się dane osobowe 42-letniego Rafała. Miał on takie same imię i nazwisko oraz rok urodzenia, jak osoba, która faktycznie zmarła w placówce.

"Jestem martwy od 20 grudnia ubiegłego roku. Nie mogę pracować, bo pracodawca nie może odprowadzać składek do ZUS. Mogę pójść do lekarza, ale muszę płacić albo ewentualnie na oświadczenie, które muszę wypisać. W systemie świecę się na czerwono" - mówi pan Rafał.

Co ciekawe, po zgłoszeniu sprawy ZUS przyznał Panu Rafałowi specjalny zasiłek, który pomaga mu w przeżyciu.

W następnym tygodniu odbędzie się rozprawa, w której sąd ma wydać orzeczenie, na mocy którego 42-latek "wróci do żywych". Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem po 21 dniach wyrok się uprawomocni i "obecnie martwy" będzie mógł wrócić do normalnego życia.

Jednocześnie sąd rozpatrzy również wniosek o zadośćuczynienie w wysokości 100 tysięcy złotych. Odszkodowanie miałoby zostać wypłacone z kasy szpitala miejskiego.

mor/interia.pl