Mielnikowa opowiada, że wielu żołnierzy zostało zmuszonych przez swoich przełożonych do podpisania rozmaitych kontraktów na służbę poza granicami Rosji. Oficerowie przebywają tam – na rzekomo bezpłatnych urlopach, a żołnierze zaopatrzeni są w dokumenty, które wyglądają jak kontrakty pracownicze. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że kierowani są tam oni przez dowództwo.

Nikt nie zna, przynajmniej na razie, liczby ofiar jakie pochłonęła po stronie rosyjskiej ta wojna. Jakakolwiek wiedza zacznie się pojawiać – jej zdaniem – za pół roku, kiedy matki zorientują się, że ich synowie nie wracają z wojska, a wojsko zaczyna kłamać w sprawie tego, gdzie się oni znajdują. Kobiety wtedy trafią do nich, a one będą mogły ocenić, ile ofiar zginęło na Ukrainie. Na razie Komitet mówi o czterystu rannych lub zabitych rosyjskich żołnierzach.

TPT/Censor.net.ua