Pisarz znany był nie tylko z wielkiego talentu, ale i odwagi. Urodził się we Lwowie, na kresach Rzeczpospolitej, ziemi - która wydała tak wielu bohaterów i obrońców Polski. Sam Herbert robił wszystko, by równać do magicznej legendy polskich wojowników. W czasie wojny służył w Armii Krajowej. Po niej, gdy ustały wielkie fronty a politycy przy szklaneczce koniaku podzielili świat, nie porzucił walki. Wszelako Polska w tym podziale trafiła pod sowiecką okupację. Powiadają, że pióro ostrzejsze bywa od miecza. To tym orężem Herbert miał zadać Bolszewii najcelniejsze ciosy. Zadebiutował na łamach „Dziś i Jutro”, co warte podkreślenia, bez własnej zgody. Trzy wiersze: „Napis”, „Złoty środek” i „Pożegnanie września” pokazały czytelnikom, że narodził się nowy talent. W organie prasowym PAX-u („Dziś i Jutro”) publikował do roku 1953. W 1956 ukazało się pierwsze książkowe wydanie wierszy Herberta - „Struna światła”. Poeta, dzięki swojemu tomikowi, odbił się od finansowego dna (wcześniej musiał dorabiać np.: jako płatny krwiodawca) i zdobył pewien rozgłos.

 

Świetnie zapowiadający się literat otrzymał stypendium a pieniądze wykorzystał aby zwiedzić świat. W 1958 odwiedził Francję, Anglię i Włochy. Z zagranicznych wojaży przywiózł masę refleksji, które przekuł w eseje „Barbarzyńca w ogrodzie”. Autor szczególnie ukochał sobie podróże, w szarej i absurdalnej Polsce Ludowej było dla niego zbyt duszno. Nigdy natomiast nie porzucił Polaków. W roku 1974 stanął w obronie Polonii znajdującej się na terenie ZSRR, redagując „List 15” - broniący ich praw. Rok później poparł „Memoriał 59”, który sprzeciwiał się klakierskim zmianom w Konstytucji PRL. W latach 80 wspierał solidarnościową opozycję, będąc natchnieniem dla wielu buntujących się przeciwko czerwonemu systemowi. Był redaktorem „Zapisu” - pisma drugiego obiegu.

 

Nie dał się złamać. Nie został pożytecznym idiotą władzy ludowej jak wielu jemu podobnych w tamtym okresie. Nie bał się krytykować obrad Okrągłego Stołu - tego zgniłego kompromisu z reżimowym moralnym bankrutem. Zbigniew Herbert był odważnym człowiekiem a patologie III RP nazywał po imieniu. Zawsze szczery. Jerzy Narbut na łamach Naszego Dziennika wspominał - "Nawet wtedy, kiedy sitwa literacka skakała wokół niego na paluszkach, miał wybuchy szczerości. Pamiętam, jak zareagował, gdy ktoś próbował obniżyć piękno akowskiego etosu. Po prostu walnął pięścią w stół i wyszedł ze mną na taras. A na tarasie huknął potężnym basem: Precz z bolszewikami!". Ten Rycerz Słowa, pozostawił po sobie wspaniałą spuściznę. Jeśli ktoś mnie zapyta: na czyjej literaturze winne się wychowywać młode pokolenia? Nie muszę nad tym deliberować, odpowiadam od razu: na dorobku Zbigniewa Herberta, jednego z największych Polaków. Najsłynniejsze tomiki poezji to: Pan Cogito, Raport z oblężonego miasta, Elegia na odejście, Epilog burzy...

 

A potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy
malowani chłopcy bezsenni dowódcy
plecaki pełne klęski rude pola chwały
krzepiąca wiedza że jesteśmy – sami


(fragment wiersza "17 IX") 


Michał Zawisza Bruszewski