W sobotę 11 lipca 2015 roku przypada 72. rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Tego letniego dnia 1943 roku, Ukraińcy zaatakowali równocześnie co najmniej 99 miejscowości, w których zabili około 15 tys. Polaków. Dla potomków ludzi pochodzących z Kresów jest to dzień szczególny. Symbolizuje on bowiem ludobójstwo dokonane przez Ukraińców (w większości polskich obywateli) na ok. 100 tys. osób, które zamordowano tylko dlatego, że były Polakami. Był to swoisty festiwal okrucieństwa, mściwości i antypolskiego amoku, który przejawiał się w nienawiści do wszystkiego, co polskie. Członkowie UPA zabijali zarówno osoby starsze, jak i niemowlęta. Mordowali Polaków nie bacząc na ich wiek czy płeć.

Dotykając tego bolesnego tematu można się dziś narazić na zarzut rusofilstwa albo rusofobii. Zbrodnie dokonane przez UPA na Polakach umiejętnie wykorzystuje bowiem putinowska propaganda. Ukraina nie jest jednak świętą krową i mimo że walczy obecnie z Rosją, której polityka imperialistyczna zagraża również Polsce, to śmiało można kierować pod jej adresem konstruktywną krytykę. W przypadku zaś podejścia Ukraińców do UPA i rzezi wołyńsko-małopolskiej, bez wątpienia trzeba tę krytykę wyrażać głośno. Jesteśmy Polakami i mamy obowiązek dbać o polskie interesy oraz czcić pamięć naszych przodków.

Kwestia ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na Polakach jest dziś narzędziem rosyjskiej propagandy, która do perfekcji opanowała stosowanie zasady dziel i rządź. Należy jednak pamiętać, iż tylko prawda może nas wyzwolić od jej skuteczności. I nie oznacza to wcale, że wbijamy Ukraińcom nóż w plecy. Jeżeli ktoś myśli bowiem, że przez głośne mówienie o ludobójstwie Polaków na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i w innych miejscach wpychamy Ukrainę w ręce Rosji lub umacniamy środowiska neobanderowskie, to jest w dużym błędzie. Tak naprawdę bowiem, to właśnie nasze milczenie o banderowskich zbrodniach jest wodą na młyn rosyjskiej propagandy, która dzięki temu rozgrywa relacje polsko-ukraińskie i wbija klin między nasze narody. Nasze milczenie popycha również wielu młodych Ukraińców w stronę bezrefleksyjnego kultu UPA.

Polacy nie mogą chować głowy w piasek i czekać na to, co wykiełkuje z wzmagających na sile wśród Ukraińców nastrojów nacjonalistycznych. Naiwnością jest liczenie na to, że Ukraińcy sami uderzą się w piersi i przeproszą za zbrodnie dokonane przez ich ojców i dziadków. Tylko bowiem czcząc pamięć pomordowanych na Kresach Polaków możemy przełamać ukraińskie milczenie, a także wytrącić z rosyjskich rąk argumenty, które właśnie przez tę wymowną ciszę, padają na podatny grunt. Nie jest bowiem prawdą twierdzenie, iż tylko Rosjanie odpowiadają za blokowanie pojednania polsko-ukraińskiego, które z wiadomych powodów nie leży w ich interesie. Blokują je przede wszystkim sami Ukraińcy, a w szczególności ukraińscy politycy, którzy wybielają swoją historię, wybierając z niej tylko te karty, które są dla nich wygodne. Nie bez winy są również Polacy, którzy nie reagują na ich działania, godząc się tym samym na zakłamywanie historii. Przez naszą poprawność polityczną Ukraińcy zdążyli już bowiem zapomnieć nie tylko o ludobójstwie Polaków na Wołyniu. Zapomnieli również, jak ich dziadkowie zgłaszali się na ochotnika do nazistowskich formacji, które uczestniczyły m.in. w krwawym stłumieniu Powstania Warszawskiego, w akcji wysiedlania Polaków z Zamojszczyzny, czy w dokonywaniu pogromów na ludności żydowskiej. Zapomnieli także, że część załóg w niemieckich obozach zagłady w Sobiborze, Auschwitz-Birkenau, Treblince itd., stanowili właśnie Ukraińcy, których ocaleni więźniowie wspominali później, jako jednych z najokrutniejszych oprawców.

Wielu polskich polityków i dziennikarzy mówiąc o Ukrainie zakładała na usta kaganiec autocenzury. Często wynika to z ich przeświadczenia, że w momencie, w którym Ukraina prowadzi niewypowiedzianą wojnę z Rosją - która zagraża również Polsce - zaognianie relacji polsko-ukraińskich, nie leży w naszym interesie. Na rozliczanie tragicznej przeszłości ma zaś przyjść pora, gdy nadejdą spokojniejsze czasy. Polscy dziennikarze i politycy chcą w ten sposób dać Ukraińcom czas na autorefleksję, która miałaby doprowadzić ich do świadomego wystąpienia do Polaków z prośbą o przebaczenie. Sam początkowo wpadłem w sidła tego typu rozumowania i kalkulacji. Gdy ktoś bowiem znajduje się w rozpaczliwej sytuacji i potrzebuje pomocy, to każdy chrześcijanin wzorem dobrego Samarytanina winien mu jej udzielić. Roztrząsanie zaszłości automatycznie schodzi zaś wtedy na dalszy plan. W moim przypadku szybko przyszło jednak otrzeźwienie połączone z rozgoryczeniem związane z zachowaniem ukraińskich polityków. Dzisiaj zaś wyraźnie już widać, że założenia ukraińskiej autorefleksji były błędne i bazowały na myśleniu życzeniowym. W efekcie bowiem przyniosły nam więcej szkód, niż pożytku. Wielu Polaków tak daleko zagalopowało się jednak w przeświadczeniu o potrzebie milczenia o zbrodni wołyńsko-małopolskiej dla rzekomego dobra relacji polsko-ukraińskich, iż w momencie, gdy powinniśmy stanowczo domagać się od Ukraińców poszanowania pamięci naszych przodków, nie tylko nie potrafią się oni od niego uwolnić, ale często dyskredytują i atakują oni ludzi, którzy sprzeciwiają się bagatelizowaniu zagrożenia, jakim jest budowanie ukraińskiej tożsamości na legendzie o „dzielnej i szlachetnej” UPA.

Po ponad dwudziestu kilku latach od upadku ZSRS i uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, z kilku tysięcy polskich miejscowości, w których w wyniku działań UPA polskie życie przestało istnieć, tylko w niespełna w 1 proc. z nich upamiętniono zbrodnie dokonane na Polakach, czy też samą ich obecność na tych terenach. Ani prezydent Krawczuk, ani prezydent Kuczma, ani prezydent Juszczenko, ani prezydent Janukowycz, czy też prezydent Poroszenko nie powiedzieli Polakom słowa przepraszam. Nie tylko nie powiedziano Polskom przepraszam, ale wręcz rozpoczęto zinstytucjonalizowane gloryfikowanie UPA. „Umiarkowany” Wiktor Juszczenko obwołał dekretem bohaterami narodowymi Ukrainy Stepana Banderę i Romana Szuchewycza (za Wiktora Janukowycza sądy uchyliły ten dekret). „Prorosyjski” Wiktor Janukowycz nie wziął zaś udziału w obchodach 70. rocznicy rzezi wołyńskiej w Łucku. „Proeuropejski” Petro Poroszenko niejednokrotnie z kolei wypowiadał się z wielkim uznaniem o żołnierzach OUN-UPA. Ustanowił także w dniu 14 października święto narodowe – „Dzień Obrońcy Ukrainy”. Data ta miała według oficjalnej wersji nawiązywać do Dnia Ukraińskiego Kozactwa i święta Matki Boskiej Pokrowskiej. Trudno jednak uwierzyć, aby przy ustanawianiu tego święta nie brano w ogóle pod uwagę faktu utworzenia 14 października 1942 roku Ukraińskiej Armii Powstańczej. Podobnych działań ukraińskich władz jest znacznie więcej. W maju 2015 roku, podczas obchodów zakończenia II Wojny Światowej na Westerplatte, zasiadający obok prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego i byłego premiera Polski Donalda Tuska (z wykształcenia historyków) prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, miał wpiętą w klapę marynarki rozetkę w czerwono – czarnych barwach, które symbolizują OUN i UPA. Żadna z obecnych tam osób nie zwróciła jednak prezydentowi Ukrainy uwagi na niestosowność manifestacji przez niego tego symbolu na polskiej ziemi. (Niestety brak reakcji nie powinien jednak nikogo dziwić, skoro Bronisław Komorowski nie widział żadnego problemu również w tym, aby pojechać do Berlina fetować pamięć nazisty płk. Clausa von Stauffenberga, który uważał Polaków za „głupi motłoch, który dobrze czuje się pod batem”. Co najbardziej haniebne, Bronisław Komorowski podczas pobytu w Berlinie, zrównał niemiecki ruch oporu – będący w istocie jedną z nazistowskich frakcji – z Armią Krajową, wpisując się tym samym w niemiecką politykę historyczną, która z nazistów uczyniła międzynarodówkę, której jedną z pierwszych ofiar mieli paść Niemcy). Petro Poroszenko podpisał również niedawno ustawę, która uznaje status prawny członków Ukraińskiej Armii Powstańczej i zakłada karanie osób, które odważą się podważać celowość ich walki. Warto podkreślić, iż projekt tej ustawy wniósł do ukraińskiego parlamentu syn odpowiedzialnego za rzeź wołyńską, komendanta UPA Romana Szuchewycza, poseł Jurij Szuchewycz, który stwierdził niedawno w jednym z wywiadów, iż Ukraińcy mogą dziś budować swoją tożsamość narodową tylko na micie UPA. Najbardziej wymowne wydaje się jednak to, iż ustawę będącą policzkiem dla Polaków, ukraiński parlament przyjął tego samego dnia, w którym gościł u siebie prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego. Jak widać, nasze milczenie nie sprawiło wcale, że Ukraińcy uporali się ze swoją przeszłością. Wręcz przeciwnie, milczenie zostało odczytane przez Ukraińców, jako jawne przyzwolenie dla upamiętniania i czczenia nie polskich ofiar, ale ich katów i oprawców z UPA.

Ukraińska elita zmarnowała kapitał zaufania i sympatii, jaki zdobyła wśród Polaków podczas „Pomarańczowej Rewolucji”. Teraz również marnuje zaś kapitał nagromadzony podczas wydarzeń na Majdanie. W ostatnich latach Polacy zrobili dla Ukraińców naprawdę wiele. Ukraińscy politycy bardzo często traktują jednak naszą pomoc i wsparcie w sposób wyrachowany, nie dając od siebie nic w zamian. Lekceważą adwokata z urzędu, jakim jest dla Ukrainy Polska, gdyż nie muszą za niego nic płacić. Jednym z ewidentnych przykładów niewdzięczności ze strony Ukrainy, było wprowadzenie przez nią embarga na polską wieprzowinę.

Nadszedł czas na zmianę wektorów w podejściu Ukrainy i Ukraińców do ludobójstwa dokonanego przez nich na Polakach. Właśnie teraz, gdy sympatia Ukraińców do Polaków utrzymuje się na wysokim poziomie, istnieje najlepszy moment do powiedzenia Polakom przepraszam. Jeżeli bowiem Ukraińcy chcą udowodnić, że rzeczywiście fałszywa jest dziś dla nich alternatywa Bandera – Putin, to rozliczenie się przez nich z tragicznej przeszłości byłoby najlepszym dowodem na to, że istnieje również inna Ukraina, z którą można budować partnerskie i przyjazne relacje. Ukraińcy muszą wreszcie zrozumieć, że tylko dzięki wzięciu na siebie odpowiedzialności za czyny swoich przodków, będą mogli osiągnąć narodowe katharsis i pojednać się z Polakami, które to pojednanie może się odbywać pod egidą św. Jacka Odrowąża, patrona Wołynia. Jeżeli zaś Ukraińcy nie uporają się ze swoimi demonami przeszłości, to bardzo możliwe, że Polacy już nigdy nie okażą im takiego wsparcia i takiej sympatii, jakie im dotąd okazywali. Wtedy Ukraińcy będą mogli mieć pretensje tylko do siebie.

Ukraiński publicysta i intelektualista Wołodymyr Pawliw, odnosząc się do ludobójstwa jakiego dokonali jego rodacy na Polakach, pokazał, iż po stronie ukraińskiej także istnieje chęć mówienia o trudnych sprawach. W tekście „Wybaczcie mi, bracia Polacy!” napisał: „Bo teraz zwracając się do Boga za każdym razem proszę: Panie, nie karz moich potomków, jeśli na rękach mojej rodziny jest krew niewinnie zamordowanych. Zwracam się też do moich licznych znajomych i jeszcze liczniejszych nieznajomych Polaków: wybaczcie mi, bracia!”. Właśnie takich ludzi, jak Pawliw powinniśmy wspierać. Są oni bowiem prawdziwym zalążkiem oczyszczenia i pojednania między naszymi narodami. Postawa Pawliwa jest jednak niestety odosobniona i jeżeli nie otrzyma teraz wyraźnego wsparcia ze strony polskiej, to bardzo szybko zostanie odrzucona przez ukraińskie elity, zwłaszcza, że na przeszkodzie w powstaniu wspólnego stanowiska w tej sprawie stoi splątana tożsamość ukraińskich elit. Na obecnym etapie, kiedy budowana jest ona jednak praktycznie od nowa – w opozycji do tożsamości rosyjskiej i sowieckiej, istnieje duża szansa na zaszczepienie w niej polskiej perspektywy historycznej. Alternatywa dla braku działań w tym względzie może być dla Polski bardzo niekorzystna, jeśli nieopłakana. Jeżeli bowiem nie zaczniemy wreszcie działać, to realne staje się zagrożenie rozbudzenia się wśród Ukraińców uśpionego banderyzmu i podążenia przez nich drogą antypolonizmu, wytyczonego przez gloryfikowanych dziś na Ukrainie nacjonalistów z UPA. Polska nie może trzymać się z dala od procesu kształtowania się ukraińskiej tożsamości oraz ukraińskiej polityki historycznej. Powinna zaangażować się w te procesy z całą mocą i próbować nimi odpowiednio kierować. Bez głośnego mówienia o zbrodniach UPA, nie może być zaś o tym w ogóle mowy. Trzeba to jednak czynić umiejętnie i z rozwagą. Ważną rolę do odegrania mają na tym polu polscy i ukraińscy politycy, osoby duchowne oraz historycy. Mimo powołania przez ukraiński i polski IPN wspólnej komisji badającej zbrodnię wołyńską, wyniki ich prac mogą okazać się bezużyteczne, gdy ukraińscy politycy w dalszym ciągu będą stawiać członków UPA, jako wzór do naśladowania dla młodzieży. Na pewno będący patronem Ukrainy, św. Michał Archanioł nie jest dumny z takiego postępowania swoich podopiecznych.

Prezydent elekt Andrzej Duda ma dziś szansę zbudować to, czego przez te wszystkie lata nie udało się zrobić jego poprzednikom. Najlepszym rozwiązaniem byłoby ustanowienie w dniu 11 lipca Dnia Pamięci Ludobójstwa Polaków pomordowanych na Kresach Wschodnich II RP lub Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Wołyńskiej i Męczeństwa Kresowian; złożenie na Ukrainie przez prezydenta Polski Andrzeja Dudę kwiatów na jednej z wielu nieupamiętnionych dotąd mogił, w których spoczywają pomordowani Polacy; przyjęcie przez Sejm RP uchwały uznającej zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców za ludobójstwo; zbudowanie przy granicy polsko-ukraińskiej Muzeum poświęconego ludobójstwu Polaków, które stałoby się również swoistym centrum dialogu między Polakami i Ukraińcami oraz miejscem, gdzie upamiętniono by Polaków wypędzonych z Kresów II RP (Ewentualnie powstanie przy nim Instytutu na wzór Yad Vashem, który zajmowałby się honorowaniem Sprawiedliwych Ukraińców, którzy ratowali życie Polakom. Samą liczbę ukraińskich Sprawiedliwych, którzy zostali zamordowani za pomoc Polakom przez swoich rodaków z UPA, szacuje się na ponad pięćset osób); doprowadzenie do osądzenia i skazania żyjących jeszcze banderowskich zbrodniarzy; przeprowadzenie prac archeologicznych i ekshumacyjnych w miejscach, gdzie dokonywano zbrodni na Polakach; budowanie cmentarzy i pomników w miejscach, gdzie znajdują się mogiły Polaków lub istniały polskie miejscowości; wpłynięcie na odcięcie się państwa ukraińskiego od zbrodniarzy, którzy mordowali Polaków; uświadomienie Ukraińcom, iż w zjednoczonej Europie nie ma miejsca dla „bohaterów”, którzy mają na rękach krew niewinnych ludzi; odpowiednie kształtowanie ukraińskiej polityki historycznej i edukacji, gdyż wielu Ukraińców wciąż nie ma pojęcia o ludobójstwie dokonanym na Polakach. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Dlatego też Prezydent elekt Andrzej Duda powinien w dniu 11 lipca wpiąć w klapę marynarki biało-czerwoną kokardę narodową przepasaną kirem i przyjąć u siebie – opuszczone przez polskie państwo – rodziny wołyńskie lub też razem z nimi wziąć udział w jednym z wielu Marszów Pamięci, które tego dnia odbędą się w całej Polsce. Miałoby to nie tylko wymiar symboliczny, ale także otwierałoby drzwi do upamiętniania Polaków pomordowanych w Małopolsce Wschodniej, na Wołyniu, na Lubelszczyźnie oraz na terenach obecnego Podkarpacia. Obecnie bowiem, chcąc upamiętnić ofiary ludobójstwa rodziny wołyńskie często muszą się nawet uciekać do działań konspiracyjnych. Jednym z przykładów tego typu działań jest przewożenie przez granicę polsko-ukraińską nagrobków i krzyży, które potem pod osłoną nocy ustawiają ukradkiem w miejscach, gdzie spoczywają kości bliskich im osób. Są to prawdziwi bohaterowie, którzy przez chęć upamiętnienia zabitych Polaków, często narażają się na szykany ze strony ukraińskich władz. Po przyjęciu zaś przez Ukrainę ustawy, która czyni z członków UPA „bojowników o wolność” ryzykują dziś nawet tym, że zostaną aresztowani.

Na stosunkach polsko-ukraińskich ciąży wołyńska omerta. Aby ją przełamać i uzdrowić relacje polsko-ukraińskie, Ukraińcy muszą odrzucić wreszcie swój upór i wejść w kontaktach z Polakami na płaszczyznę prawdziwie chrześcijańską. Porozumienie i mosty między Ukraińcami i Polskami można budować bowiem tylko na odpowiedniej zaprawie, jaką jest prawda i przebaczenie. Nie może być zaś o nich mowy, gdy Ukraińcy nie okazują żadnej skruchy, ale gloryfikują zbrodniarzy podnosząc ich rangi bohaterów.

Mówiąc o naszej krzywdzie wcale nie upokarzamy Ukraińców. To milczenie upokarza nas i uwłacza pamięci pomordowanych Polaków. Nie ulega wątpliwości, że powinniśmy budować przyjacielskie relacje z Ukrainą i Ukraińcami. Nie może się to jednak odbywać kosztem naszych rodaków, którzy spoczywają w bezimiennych, zbiorowych mogiłach, pozbawionych jakiegokolwiek krzyża, czy nagrobka. Przez brak szacunku i pamięci dla nich, zabijamy ich bowiem powtórnie.

Kiedyś o prawdę i pamięć walczyły rodziny katyńskie i rodziny Żołnierzy Wyklętych. Dziś zaś o prawdę i pamięć walczą rodziny wołyńskie. Jestem jednak przekonany, że tak, jak Ormianom udało się przełamać w końcu zmowę milczenia dotyczącą ludobójstwa dokonanego na nich przez Turków, tak też również i nam uda się w końcu przełamać wołyńską omertę i sprawić, że nie tylko w Polsce, ale także na Ukrainie będziemy mogli godnie czcić pamięć naszych braci i sióstr, którzy zostali zabici tylko za to, że byli Polakami.

11 lipca, w rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu możemy dać wyraz naszemu pragnieniu godnego upamiętnienia ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Ukraińską Armię Powstańczą i wpłynięcia w ten sposób na rząd, aby zaczął wreszcie walczyć o ich pamięć. Dlatego też namawiam wszystkich do przypięcia tego dnia kokardy narodowej przepasanej kirem, która będzie wyraźnym symbolem tego, że pamiętamy i pamiętać będziemy.

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci.

Gabriel Kayzer, Prawica Rzeczypospolitej


Żródło: http://prawapolityka.pl/2015/07/11-lipca-rocznica-krwawej-niedzieli/