Minister zdrowia Ewa Leszczyna liczyła na to, że uda jej się szybko wprowadzić rozwiązania umożliwiające wydawanie środków wczesnoporonnych nawet 15-letnim dziewczętom, bez zgody ich rodziców. Tymczasem aptekarze stanowczo odrzucają ten pomysł, obawiając się negatywnych konsekwencji prawnych.

Główny problem leży w braku zapewnienia w przepisach o konieczności uzyskania zgody rodzica lub opiekuna prawnego osoby niepełnoletniej. W praktyce oznaczałoby to, że nastolatki mogłyby swobodnie kupować pigułki "dzień po", co już spotkało się z oburzeniem wielu rodziców. Po takim zakupie rodzice mogliby oskarżać farmaceutów o naruszenie prawa.

Prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, Marek Tomków, jasno dał do zrozumienia, że w takiej sytuacji zgoda opiekuna będzie konieczna. Odmowa jej uzyskania stanowiłaby dla aptekarzy zbyt duże ryzyko prawne i moralne, którego nie są skłonni podjąć.

Dodatkowo, Episkopat Polski stanowczo potępił cały program jako "niemoralne działanie", które "zmniejsza szacunek dla życia człowieka i zwiększa akceptowalność jego niszczenia". Wskazuje to, że temat pigułki "dzień po" jest niezwykle wrażliwy społecznie i politycznie.

Sytuacja, w której zaledwie 129 placówek zdecydowało się przystąpić do tego programu, jest całkowitą kompromitacją minister Leszczyny. Pokazuje to też jasno i wyraźnie, że rząd koalicji 13 grudnia pod wodzą Donalda Tuska nie jest w stanie narzucić społeczeństwu swoich ideologicznych wizji, zwłaszcza gdy spotykają się one z tak zdecydowanym sprzeciwem.